To bedzie krotka i chaotyczna notka...
Wlasnie wyladowalismy na Manas International Airport czyli w samym sercu najwiekszej amerykanskiej bazy lotniczej na obszarze postsowieckiej Azji Centralnej... Zaparkoweane obok siebie C5 Galaxy robia duze wrazenie!!
Jedziemy odebrac teraz propusk na Pik Lenian i dalej do Osz. Niestety nasi wspoltowarzysze, ktorzy lecieli z Warszawy przez Stambul nie dotarli do Biszkeu, wiec musimy wszystko zalatwiac sami, co nas troszke moze wiecej kosztowac, ale coz... Niczewo nie podelajesz...
Biszkek zrobil na mnie bardzo dobre wrazenie, szczegolnie samochody sa duzo lepsze niz te w Taszkencie - mnostwo niemieckich i japonskich aut, rzadko kiedy jakiekolwiek Lady czy Wolgi... no i nie ma zadnych Deawoo ;) Poza tym porzadeczek wiekszy na ulicach jednak... No prosze!! :)
Dobra koncze, bo Doctorantus sie niecierpliwi ;)
Pokaż Taszkentczyk na większej mapie
wtorek, 30 czerwca 2009
sobota, 27 czerwca 2009
Rusza Wielki Plan Wakacyjny
by
jablona
o
04:25
Taaak… Stało się. Taszkentczyk wraca, gdzie jego miejsce: do Azji Centralnej! Po niecałym półtora miesiąca spędzonych w Polsce, nareszcie nastanie czas odpoczynku. Te ostatnie tygodnie były naprawdę ciężkie, głównie przez wzgląd na pisanie pracy magisterskiej (Project-u) w ramach studiowania na WIUT.
Jutro a właściwie, to dziś za niecałe cztery godziny Taszkentczyk wsiądzie do pociągu relacji Słupca – Kraków (z przesiadką w Poznaniu, gdzie spotka się ze swym wiernym kompanem oraz towarzyszem czynów chwalebnych – Wielkim Celebransem Wielkiego ETOH-a Teokratorem Cziczeronem I, czyli z Krzychem). W dawnej stolicy Polski zatrzyma się na imprezie pożegnalnej Alicji i Andrzeja, albowiem zaprzyjaźnieni Los Wiaheros ruszają w 3, 5-letnią podróż dookoła świata! Taką okazję trzeba uczcić!!
W niedzielę ładujemy się już do pociągu relacji Kraków – Kijów, by tam, po dokonaniu niezbędnych korekt bagażowych, wsiąść na pokład Aeroflotowej maszyny i lotem przez Moskwę, skoro świt we wtorek wylądować w Biszkeku.
Jaki jest plan na dzień dobry? Ambitny – rzec bez kozery można. Czy się uda? Pożyjemy – zobaczymy… W każdym razie zamierzamy skopać tyłek Lenina… Piku Lenina. Jest to mierząca 7134 m npm góra położona w Pamirze na granicy kirgisko-tadżyckiej. Nie uchodzi za trudną, ale już sama wysokość i warunki pogodowe tam panujące, nie czynią dla większości przedstawicieli homo sapiens w tym i dal nas, tego podejścia łatwym spacerkiem. Właściwie to szanse na wejście trzeba kalkulować na fifty-fifty, aby później nie było rozczarowania i niewyobrażalnego żalu.
Wydaje się, że przygotowani sprzętowo jesteśmy bardzo dobrze, kondycyjnie też nie narzekamy, ale jak będzie tam na miejscu… to już Bóg jeden raczy wiedzieć… Ogromną rolę poza warunkami atmosferycznymi odegra nasza aklimatyzacja, z którą wcześniej nie mieliśmy nigdy poważnych problemów. Jednak tym razem wchodzimy na górę o 1,5 kilometra wyższą niż nasze dotychczasowe osiągnięcia…
Po wylądowaniu w Biszkeku, odbieramy nasze niezbędne permity, dokonujemy ostatnich zakupów i ruszamy na południe do Osz, miejmy nadzieję, że razem z inną polską ekipą, która uderza na Pik w tym samym czasie (szczegóły dogadamy jutro). Następnie z Osz łatwimy transport na Ługową Polaną, gdzie znajduje się base camp i zaczyna się podejście!
Jeśli się wszystko uda, to po mniej więcej dwóch tygodniach powinniśmy być z powrotem na Ługowej, by stamtąd bezzwłocznie udać się z powrotem do Biszkeku na spotkanie z Anią, Magdą, Kubą i Radkiem, którzy przyjadą z Polski naszym niedawno zakupionym Fordem Transitem!! Dalszą część podróży spędzimy już razem w doborowym gronie przyjaciół! Zamierzamy zwiedzić Kirgistan – przynajmniej okolice jeziora Issyk-Kul. Następnie udamy się do Tadżykistanu, gdzie będziemy przemieszczać się wzdłuż Pamir Highway, odbijając na południe do doliny Wachanu, stanowiącego graniczną rzekę z Afganistanem. Słyszałem gdzieś ostatnio, że w Ishkashim istnieje możliwość nielegalnego przekroczenia granicy z Afganistanem. Skoro nie udało się zbliżyć do mostu hajratońskiego w Termezie, to może chociaż w Tadżykistanie uda się postawić stopę na terytorium afgańskim! ;) Z Tadżykistanu udamy się do Uzbekistanu – w pierwszej kolejności do Taszkentu. Taszkentczyk zawita w swoim domu. Piwko w Elvisie oraz impreza w Niagarze – murowane punkty programu ;) A co dalej? Uzbecka klasyka: Samarkanda, Buchara i Chiwa. No i jak czasu starczy, to koniecznie Mojnak, dawny port rybacki nad brzegiem jeziora Aralskiego, którego brzeg znajduje się obecnie ponad 150 kilometrów od tegoż miasta. A że w narodzie fantazja nie ginie, to jest plan podjęcia próby dostania się na Wyspę Odrodzenia – dawny radziecki poligon i laboratorium boni biologicznej. Szanse na to wielkie nie są, bo na ile mi wiadomo obecnie bezpieczny dostęp na tę wyspę (w sumie dziś to już wyspa tylko z nazwy), ze względu na ruchome pisaki od strony uzbeckiej, możliwy jest wyłącznie od strony kazachskiej.
Powrót planowany jest w połowie sierpnia.
Trzymajcie kciuki – szczególnie za naszą zuchwałą próbę pokazania Włodzimierzowi Iljiczowi, kto tu rządzi! ;)
Tagi:
Kirgistan,
Tadżykistan,
Uzbekistan,
wakacje
Subskrybuj:
Posty (Atom)