Taaak… Stało się. Taszkentczyk wraca, gdzie jego miejsce: do Azji Centralnej! Po niecałym półtora miesiąca spędzonych w Polsce, nareszcie nastanie czas odpoczynku. Te ostatnie tygodnie były naprawdę ciężkie, głównie przez wzgląd na pisanie pracy magisterskiej (Project-u) w ramach studiowania na WIUT.
Jutro a właściwie, to dziś za niecałe cztery godziny Taszkentczyk wsiądzie do pociągu relacji Słupca – Kraków (z przesiadką w Poznaniu, gdzie spotka się ze swym wiernym kompanem oraz towarzyszem czynów chwalebnych – Wielkim Celebransem Wielkiego ETOH-a Teokratorem Cziczeronem I, czyli z Krzychem). W dawnej stolicy Polski zatrzyma się na imprezie pożegnalnej Alicji i Andrzeja, albowiem zaprzyjaźnieni Los Wiaheros ruszają w 3, 5-letnią podróż dookoła świata! Taką okazję trzeba uczcić!!
W niedzielę ładujemy się już do pociągu relacji Kraków – Kijów, by tam, po dokonaniu niezbędnych korekt bagażowych, wsiąść na pokład Aeroflotowej maszyny i lotem przez Moskwę, skoro świt we wtorek wylądować w Biszkeku.
Jaki jest plan na dzień dobry? Ambitny – rzec bez kozery można. Czy się uda? Pożyjemy – zobaczymy… W każdym razie zamierzamy skopać tyłek Lenina… Piku Lenina. Jest to mierząca 7134 m npm góra położona w Pamirze na granicy kirgisko-tadżyckiej. Nie uchodzi za trudną, ale już sama wysokość i warunki pogodowe tam panujące, nie czynią dla większości przedstawicieli homo sapiens w tym i dal nas, tego podejścia łatwym spacerkiem. Właściwie to szanse na wejście trzeba kalkulować na fifty-fifty, aby później nie było rozczarowania i niewyobrażalnego żalu.
Wydaje się, że przygotowani sprzętowo jesteśmy bardzo dobrze, kondycyjnie też nie narzekamy, ale jak będzie tam na miejscu… to już Bóg jeden raczy wiedzieć… Ogromną rolę poza warunkami atmosferycznymi odegra nasza aklimatyzacja, z którą wcześniej nie mieliśmy nigdy poważnych problemów. Jednak tym razem wchodzimy na górę o 1,5 kilometra wyższą niż nasze dotychczasowe osiągnięcia…
Po wylądowaniu w Biszkeku, odbieramy nasze niezbędne permity, dokonujemy ostatnich zakupów i ruszamy na południe do Osz, miejmy nadzieję, że razem z inną polską ekipą, która uderza na Pik w tym samym czasie (szczegóły dogadamy jutro). Następnie z Osz łatwimy transport na Ługową Polaną, gdzie znajduje się base camp i zaczyna się podejście!
Jeśli się wszystko uda, to po mniej więcej dwóch tygodniach powinniśmy być z powrotem na Ługowej, by stamtąd bezzwłocznie udać się z powrotem do Biszkeku na spotkanie z Anią, Magdą, Kubą i Radkiem, którzy przyjadą z Polski naszym niedawno zakupionym Fordem Transitem!!

Powrót planowany jest w połowie sierpnia.
Trzymajcie kciuki – szczególnie za naszą zuchwałą próbę pokazania Włodzimierzowi Iljiczowi, kto tu rządzi! ;)
Apfel!Cziczeron!Powodzenia i uważać mi tam na siebie - bo przecież po Piku to jest inna opcja na literkę A w AP;)Tak jak Buba-San proponował.No i czekam na wieści jakieś, update itp!
OdpowiedzUsuńNoo... Jabłona i Krzyśku - dzięki, że wpadliście do nas do Kraka! Ojj... dużo wody upłyneło od kwietnia 2008 :) Trzymamy kciuki za wasz plan i uważać tam kurde na szczeliny!! Wiązać się i nie bagatelizować niczego!
OdpowiedzUsuńJesli nam się skopie plan z Pakistanem, to pewnie się spotkamy w "stanach" :)
Pozdro!
Wiaheros!
Dzieki i pozdrawiamy Was z Kijowa!!
OdpowiedzUsuńAle mialem wczoraj mega-kaca po pozegnalnej imprezie :P
Alicjo i Andrzeju, jeszcze raz: powodzenia!! I jestesmy w kontakcie!