Miałem w planach napisanie jednego wyczerpującego posta na temat miejscowego ruchu ulicznego, rynku samochodowego, usług transportowych itd., ale wydarzenie, w którym brałem udział jakieś 30 minut temu zmusiło mnie, bym odstąpił od pierwotnego planu…
Wsiadam do „siódemki” pod uniwersytetem – autobusy w Taszkencie nie mają żadnego sztywnego rozkładu jazdy, kierowcy na niektórych przystankach potrafią się zatrzymać, by pogadać sobie z kolegą (nie jakoś tam strasznie długo, ale powiedzmy z pół minuty). Przystanek pod uniwersytetem zaś jest szczególny pod tym względem, iż tam autobusy zatrzymują się zwykle na dłużej (nawet do 10 minut) – to znaczy czasem się zatrzymują, czasem nie, a czas postoju jest nieokreślony – mimo, że już od miesiąca prawie codziennie wsiadam na tym przystanku do autobusów, nie udało mi się rozkminić, jak ten system działa?
A więc: wsiadam do "siódemki", kierowca zwleka z wyruszeniem jeszcze jakieś 3 minuty. Kiedy już się decyduje i zamyka drzwi, drogę zajeżdża mu „dziewięćdziesiątka trójka”, stając ukośnie przed nosem naszego autobusu. Kierowca 7 wścieka się – wnoszę po 10-sekundowym przeciągłym „wrzasku” klaksonu. Należy tu nadmienić, że choć autobusy są europejskie, to ich klaksony zostały specjalnie „spimpowane” na potrzeby rynków azjatyckich.
W każdym razie kierowca 7 doszedł do wniosku, że „ta zniewaga krwi wymaga” – kiedy tylko 93 rusza do przodu, nasza 7 rzuca się w pościg na pełnej… no każdy wie na pełnej czym… Powiedzmy prędkości (choć w zamyśle autora bardziej pasuje określenie używane odnośnie kobiet "lżejszej konduity") ;)
Zbliżamy się do skrzyżowania. Zapala się światło żółte, ale oba autobusy nie zwalniają. 93 wskakuje na krzyżówkę, gdy zapala się czerwone… A trzeba Wam wiedzieć, że tutaj sygnalizacja działa inaczej niż u nas – w tym samym momencie, gdy zapala się czerwone dla jednego ciągu komunikacyjnego, zapala się zielone dla krzyżującego się z nim i pojazdy ruszają. Nasz kierowca wciska tylko klakson i przelatuje przez prostopadłą drogę. W odpowiedzi dobiega nas dźwięk klaksonów kierowców, których zielone światło zostało brutalnie zgwałcone…
Nic to, prujemy dalej, zbliżamy się do przystanku, żaden z autobusów nie zatrzymuje się – widocznie nikt nie zasygnalizował, że chce tu wysiąść lub nie był zbyt przekonujący w swej sygnalizacji. Nie zwróciłem uwagi, czy na przystanku ktoś czekał, ale kto by się przejmował jednym czy dwoma pasażerami.
Dojeżdżamy do kolejnego skrzyżowania, przymusowy postój, aby zaraz ruszyć dalej. Na horyzoncie widać przystanek – szlag by trafił – pełen ludzi i do tego ktoś chce opuścić nasz pokład. Ten swoisty pit–stop dużo lepiej wychodzi 93, szybko podejmuje pasażerów i włącza się do ruchu. Sprytnie przyblokował też przystanek i nasz autobus musiał stanąć dalej od platformy – pasażerowie guzdrzą się niemiłosiernie, 93 rusza i w tym momencie: TRAGEDIA!! – drogę zajeżdża nam żałosny trolejbus (nie wiem, czy Wam też, ale trolejbusy zawsze budziły moje politowanie – brak im swobody autobusu i potęgi tramwaju a poza tym, zobaczcie jak one wyglądają „pociesznie”). Trolejbus dostaje oczywiście przynależną mu dawkę „bury" przy użyciu klaksonu, no ale nie wiele to zmienia. Jesteśmy ostro w tyle. Kierowca wyciska z naszego Merca ile fabryka dała, a dała niemało! Kolejne skrzyżowanie – na szczęście zielone światło, kierowca ostro wchodzi w zakręt i musi zaraz „dać po hamulcach” – wlekące się Tico :/ Na szczęście wszyscy pasażerowie siedzą, więc nie ma obrażeń – biedny jedynie sprzedawco-kontroler biletów, którym troszku rzuciło :P Wymijamy Tico i zbliżamy się do przystanku, na którym stoi 93. Teraz albo nigdy, szybka kalkulacja: mało prawdopodobne, żeby na przystanku stał dyrektor ds. zatrudnienia przedsiębiorstwa komunikacji miejskiej, nasza „siódemka” przemyka obok włączającej się do ruchu „dziewięćdziesiątki trójki”. Pewnie pasażerowie, którzy chcieli jechać "siódemką" złorzeczą, ale gdyby wiedzieli, o co idzie gra!! Wszak honor kierowcy i pasażerów (przynajmniej ja czułem, że mój też ;) ) „siódemki” został narażony na szwank! Ważne, że wychodzimy na prowadzenie!!
Kolejne skrzyżowanie. Stajemy na świetle, 93 przyklejona do naszego „zadka”. Zielone – poszli, zakręt w lewo, zaraz za nim w prawo i przystanek, ludziska machają, żeby się zatrzymać. Na szczęście droga jest wąska a nadto zakorkowana – nasz kierowca zatrzymuje się, ale w poprzek dwóch pasów jezdni – nikt nie zdoła go wyprzedzić a już na pewno nie 93!! Pełen triumf – 93 trąbi w bezsilnej wściekłości!
Ruszamy dalej, opuszczamy wąską ulicę i wskakujemy na szeroką czteropasmówkę w jednym kierunku. Przed nami długa prosta do zjazdu na wiadukt. Kierowca jest zdeterminowany by udowodnić swoją supremację na drodze, tłoki walą w cylindrach jak oszalałe. Wskakujemy na ostry wiraż wjazdu na wiadukt – biedny kontroler :P Droga na tym odcinku jest dziurawa jak sito, ale kierowca wychodzi chyba z założenia, że przy odpowiednio dużej prędkości po prostu przeleci nad dziurami. Poza tym to nie jego autobus! Zjeżdżamy z wiaduktu, przelatujemy nad szynami kolejowymi, przed którymi zazwyczaj większość pojazdów zatrzymuje się lub zwalnia do jakichś 10 km/h (są to tory dojazdowe do jakiegoś zakładu, nie najlepiej skorelowane oczywiście z poziomem jezdni, z którą się przecinają). Gnamy w stronę najbliższego przystanku.
Rzucam okiem za siebie: gdzie jest 93? Chyba odpuściła… Szkoda, bo zostały mi jeszcze trzy przystanki do końca, na ciekawej prostej, mógłby być mocny finisz, a tak: kierowca „siódemki” nie czując oddechu „dziewięćdziesiątki trójki” przechodzi z trybu „goni mnie trąba powietrzna – a la z filmu „Twister”” w tryb „względnego pędziwiatra”. Nadal jest zabawa, bo sam mruk silnika autobusu na wysokich obrotach sprawia dużą frajdę, ale to już nie te emocje, co raptem kilka minut temu. Przynajmniej na pit-stopo-przystankach kierowca stara się jeszcze utrzymać w wyścigowym nastroju – ostatni pasażerowie muszą wskakiwać do autobusu już w biegu.
Dojeżdżamy do mojego przystanku – żeby nie psuć mojemu kierowcy wypracowanej przewagi wyskakuję zaraz po otwarciu drzwi, a więc jeszcze gdy autobus się toczy. „Siódemka” rusza z kopyta a ja spoglądam w przeciwległym kierunku – zza węgła wyskakuje szarżująca „dziewięćdziesiątka trójka”, ale ma jeszcze 100m straty – żałuję, że musiałem już wysiąść… Na pewno się działo...
Ciekaw jestem rozmowy kierowników "siódemki" i "dziewięćdziesiątki trójki" na pętli lub w zajezdni:
(...)
- Stary, jutro rewanż!
- Spoko, znowu Cię zmiażdżę!!
- Dobra, dobra, miałeś fuksa, że droga przy Dworcu była polbokowana, poza tym zgubiłeś kołpak i rejestrację, to jest razem -15 punktów!
- Hej, kołpaki liczą się tylko za 3 punkty!
- Jak to za 3? Zawsze było 5
- No przecież w zeszłym tygodniu zmieniliśmy "Regulamin nielegalnych wyścigów autobusów Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji w Mieście Taszkent"!
- aaa, nie byłem na zeszłotygodniowym walnym zebraniu kierowców z "dziką kartą"...
(...)
Swoją drogą ciekawie musiałem wyglądać w tym autobusie – po wyjściu uświadomiłem sobie, że cały czas miałem przyklejony do gęby uśmiech :)
Tak jeszcze a propos ścigających autobusów przypomniało mi się, że kilka razy widziałem scenę, jak ścigają się dwa autobusy tej samej linii i przypomniała mi się scena z moich ulubionych "Zmienników", w której Jacek uzasadnia jednak bardzo logicznie cel takich "wyścigów" :P :
Wszystko wedle zasady: "чем тише кричишь тем дальше едешь".
OdpowiedzUsuńhttp://picasaweb.google.com/bartek.biskupski/Wierszyna101106#5212299096856823074
a w zakręty na ręcznym?? :D
OdpowiedzUsuńBez kitu najlepszy wpis do tej pory panie!! A mnie ciarki po plecach przeszly z emocji. W irkucku kierowcy tez stosowali podobne zasady, ale nie przypominam sobie podobnego wyscigu:))
OdpowiedzUsuńI tez uwazam, ze trolejbusy sa glupie!!!!:D:D:D:D