Tak więc nieubłaganie zbliża się czas powrotu na umęczonej Ojczyzny łono. Pogodziłem się już z tą myślą i nawet z niejakim podnieceniem oczekuję już tego momentu, gdy wsiądę na pokład rejsu BT743 z 12 maja 2009, by potem przekroczyć granicę ze znaczkiem PL, by w końcu dotrzeć na stację kolejową Słupca Centralna :P i przemierzając senną ulicę Dworcową doczłapać się do domu, a tam spotkać się z rodzicami, bratem, babcią i… Kalą :P A następnie wesele i spotkanie z przyjaciółmi :)
Moje pogodzenie się z myślą powrotu ma chyba dwie przyczyny. Pierwsza to fakt, iż do końca mojego pobytu w Uzbekistanie (to znaczy tej części mojego pobytu, bo jeszcze tu wrócę!!) już wiele przyjemności mnie nie czeka, ponieważ jestem w trakcie sesji egzaminacyjnej i powrót do Polski będzie oderwaniem się od nauki, przynajmniej na jakiś tydzień, gdyż później czeka mnie nauka w wydaniu krajowym ;) Druga przyczyna to fakt, iż spora część towarzyszy moich uzbeckich przygód opuściła już Uzbekistan (również nie na stałe, ale jednak).
Ostatnie dwa tygodnie to okres odjazdów/odlotów wielu ludzi. Należałoby tu wymienić w kolejności odjazdów następujące osoby:
- tureccy nauczyciele akademiccy: Profesor Suavi i Murat, którzy przybyli do Taszkentu na miesiąc, by wykładać na WIUT.
Ёлки-Палки - jedna z fajniejszych restauracji w Taszkencie (Profesor, Alina, Murat).
- Egor z Odessy – autostopowicz, który podróżuje z Ukrainy przez Rosję, Kazachstan Uzbekistan, Afganistan i Pakistan do Indii a może i dalej, a którego mieliśmy zaszczyt i przyjemność gościć w naszym akademiku. Oto strona Egora. dla wszystkich zainteresowanych jego dalszymi losami.
Egor tuż przed opuszczeniem Taszkentu w drodze do Mazar-i Szarif.
- Recep – znany już czytelnikom bloga student z Turcji, który opuścił Uzbekistan w związku z egzaminami na swej alma mater w Turcji, ale z którym na pewno jeszcze się zobaczę w sierpniu lub październiku.
Z wyjazdem Recepa zbiegły się jego urodziny.
- Alina – również znana Wam studentka z Wilna, która musiała wrócić na Litwę w związku ze szkoleniem w pracy, a z którą zobaczę się tuż przed wylotem do Rygi, gdyż ona przyleci z Rygi 3 godziny przed moim odlotem ;) Dla władających językiem litewskim: blog.
W międzyczasie w odwiedziny przybyli do Taszkentu Gośka, Tomek, Paweł i Guza – czwórka Polaków, która właśnie rozpoczęła swoją wyprawę przez Azję Centralną i Chiny. Gosię i Tomka było mi dane poznać trzy lata temu podczas powrotu znad Bajkału. Jeśli jesteście zainteresowani śledzeniem ich losów, to gorąco zapraszam na ich blogi: Pawła i Tomka.
Paweł, Gosia, Tomek i Guza tuż przed odjazdem do Samarkandy.
W poprzedni weekend obchodziliśmy prawosławną Wielkanoc – były walki na jajca – znaczy kto ma silniejszą skorupę :P były bliny, grzanki, słodycze, litewski lazy cake* no i dobra atmosfera :)
(Wg wskazówek zegarka od godz. 12: Profesor, Alina, Taewoo, ja, Roman, Anvar, Pasza, Ibrahim, Olya, Zilola, Eldor.)
W zeszłym tygodniu byłem po raz pierwszy na balecie. Takim prawdziwym balecie… w teatrze znaczy się, wicie, rozumicie… Postanowiliśmy się wybrać z Guillaume’em na „Romeo i Julia” Prokofiewa. Muzyka bardzo mi się podobała, natomiast sam taniec… no cóż jakoś do mnie ten środek wyrazu za bardzo nie przemawia. Mimo to nie żałuję i z chęcią wybiorę się jeszcze kiedyś na balet :) Taki prawdziwy balet… do teatru ;)
W ostatnią niedzielę znalazłem troszkę czasu, by z polską ekipą wyrwać się na Czorsu – starą uzbecką dzielnicę z plątaniną wąskich uliczek i małych nierzadko glinianych domków poprzyklejanych jeden do drugiego.
A wracając do tematu sesji egzaminacyjnej… Dziś miałem pierwszy egzamin z International Business Policy – jakoś to poszło, ale daleki jestem od zadowolenia… Zobaczymy jaka będzie ocena. Z mojej perspektywy był to najtrudniejszy egzamin, ponieważ materia jest, jak dla mnie, mało konkretna :/ W przyszłym tygodniu Managerial Accounting i na kilka godzin przed odlotem International Economy…
Dziękuję za szeroki odzew i wszystkie miłe słowa związane z artykułem o Zonie na Onecie :)
* (ang.) leniwe ciasto – bardzo proste i szybkie do przyrządzenia.
qźwa - Polaków to można z daleka rozpoznać po plecakach;)Zawsze jakieś takie na maksa wypchane!W Alpach krzyzacy i inne nacje wchodzą z 40 litrowymi plecakami, na lekko, ale Polaka to z kilometra poznasz bo ma mega wyjebawszy plecak gdyby każdą górkę chciał oblegać przez miesiąc. A często jest tak że się dzwiga jakieś zbędne pierdoły a zapomina najważniejszych;)Ehh, ta polska mentalność - damn!
OdpowiedzUsuńeee... nic to przy rosyjskich turystach - bez żadnych gore-tex'ów, lecz z nieodłącznym kilogramowym primusem i zapasem benzyny na dwa tygodnie oraz toporkiem za pazuchą :) Plecak 200l - nie mniejszy :) To jest hc!
OdpowiedzUsuńno to miłej podróży na Ojczyzny łono! i jeszcze milszego pobytu;) do zob!
OdpowiedzUsuń