Pomysł na wyjazd do Samarkandy padł nagle i spontanicznie na kilka godzin przed planowanym wyjazdem. Propozycję przedłożył Roman – doktorant z Czech, który też jest na wymianie w WIUT. Plan był następujący – wynająć samochód z kierowcą i ruszyć o świcie do Samarkandy, zwiedzić zabytki w przeciągu kilku godzin i jeszcze tego samego dnia wrócić do Taszkentu. W wycieczce towarzyszył nam Filip – Czech, który przyjechał do Uzbekistanu na turniej tenisa ziemnego. Zapomniałem wziąć ze sobą paszportu, co mogło ściągnąć na nas problemy na posterunkach milicyjnych, ale okazało się, że nasz kierowca to emerytowany policjant, którego po drodze wszyscy znali i puszczali bez najmniejszych prób kontroli.
Samarkanda to jedno z najstarszych zamieszkanych miast na Ziemi. Miasto było położone na trasie słynnego Szlaku Jedwabnego z Europy do Chin, co przyczyniło się do jego gwałtownego rozwoju. W pierwszej połowie XIII w. padło ofiarą najazdów Czyngis Chana, ale już pod koniec wieku XIV stało się stolicą państwa Tamerlana, który sprowadził wielu artystów i nadał Samarkandzie nowy wygląd – pełen przepychu i bogactwa. Okres panowania Timurydów (potomków Timura, czyli Tamerlana), w szczególności jego wnuka Ulugbeka to czas największej świetności miasta.
Samarkanda pełna jest przepięknych zabytków: mauzoleów, meczetów i medres. Wszystkie one są poddawane ciągłym pracom renowacyjnym, które przywracają im dawną świetność. Budynki są bardzo bogato zdobione – głównie przy pomocą kompozycji mozaik i majolik.
Pierwsze nasze kroki skierowaliśmy w stronę Registanu, czyli placu otoczonego z trzech stron przepięknymi medresami. Registan w języku perskim oznacza „miejsce pokryte piaskiem” i w dawnych czasach pełnił rolę placu targowego. Otaczające plac medresy są jeszcze od czasów radzieckich poddawane ciągłej renowacji. Z zewnątrz wyglądają bardzo pięknie. Wyobrażam sobie, jak muszą lśnić w promieniach zachodzącego lub wschodzącego słońca… Niestety tym razem nie było dane mi sprawdzić ze względu na czas naszego pobytu i pogodę, o której wspomnę dalej. Wewnątrz budynków nie wszystko jest odrestaurowane – na przykład cele na drugim piętrze (te na pierwszym zostały zamienione w sklepiki pamiątkarskie) czy minarety medresy Ulugbeka. Podczas zwiedzania podszedł do nas milicjant zaoferował oczywiście za odpowiednią gratyfikację pieniężną wejście na jeden z minaretów. Po twardych negocjajcach, w których mistrzem był Filip udało nam się wywalczyć nienajgorszą sumę i udaliśmy się po krętych schodach na szczyt minaretu, skąd roztaczał się przepiękny widok na miasto i jego zabytki. W medresie Szir Dar odwiedziliśmy mały sklepik afgańskiej rodziny, która zajmuje się tradycyjnym tkaniem dywanów.
Następnie udaliśmy się w stronę meczetu i mauzoleum Bibi-Chanum, których jednak nie zwiedzaliśmy wewnątrz, ze względu na brak czasu. Przemieściliśmy się w stronę mauzoleum Gur-i Mir, w którym pochowane są między innymi szczątki Timura i Ulugbeka. Sam budynek jest bardzo malowniczy – przykryty piękną błękitną kopułą. Z grobowcem Timura związana jest ciekawa legenda. Został on otwarty 21 czerwca 1941 przez grupę sowieckich archeologów a na grobowcu miała widnieć inskrypcja głosząca: „ktokolwiek otworzy ten grobowiec zostanie pokonany przez wroga bardziej przerażającego niż ja”. Co się wydarzyło 22 czerwca 1941 chyba przypominać nie trzeba ;)
Następnym celem naszej wycieczki był kompleks grobowców-mauzoleów Szah-i Zinda. Również niesamowicie malownicze miejsce, z przepięknym wyłożonym mozaiką i majoliką „korytarzem” utworzonym przez wybudowane w dwóch rzędach mauzolea.
Ostatnim punktem „programu” było obserwatorium Ulugbeka, które jednak zwiedzaliśmy wyłącznie z zewnątrz.
Podsumowując, Samarkanda ma w sobie coś niesamowitego – na niewielkiej przestrzeni rozłożone są przepiękne budynki, pełne kolorów i blasku. Wydaje mi się, że jest to wymarzone miejsce dla fotografa, szczególnie przy nisko wiszącym słońcu. Niestety, nam przez cały pobyt towarzyszył deszcz i chłód… Przy każdym zdjęciu trzeba było chronić drugą ręką aparat przed wodą :/ Gdybym miał jednak porównać Samarkandę z Chiwą, to ta druga wygrywa… Ma po prostu mniej komercyjną i turystyczną atmosferę, czego nie można powiedzieć o Samarkandzie, gdzie człowiek co chwilę wpada na wycieczkę Włochów, Francuzów czy Japończyków. Mimo że jest to dopiero połowa kwietnia…
Trzeba było zakupić taki dywan :D
OdpowiedzUsuńwiesz ile taki dywan kosztuje, Koralu Złoty? Te dwie kobitki robią dywan przez okres od kilku do kilkunastu miesięcy!! A jak jeszcze jest z jedwabiu... ok. 3000USD
OdpowiedzUsuńOj Towarzyszu, nie rozbestwiaj Ty się zbytnio, bo nie będzie Ci się chciało zwiedzać w sierpniu! Żonę byś sobie kupił a nie dywany oglądał!
OdpowiedzUsuńKristoferze! Drogi Wielki Celebransie WE, mi nie będzie się chciało zwiedzać? ;>
OdpowiedzUsuńAno kupiłbym, gdyby tylko ktoś dawał gwarancję na nieawaryjność :P
Szariat zdaje się daje pewne nadzieje nanieawaryjność a nawet, jakby to ująć, fabryczność... no może nie jak nasze przepisy 556 i n. kc, ale zawsze...
OdpowiedzUsuńTrzymaj się Pan! Niech Łaska WE czuwa nad Panem!
Gratulacje!! dzis na pierwszej stronie w glownych informacjach onetu! ;D
OdpowiedzUsuńoto link ;)
http://pejzaze.onet.pl/65464,gr,1,27,0,,galeria.html