Pokaż Taszkentczyk na większej mapie

sobota, 14 listopada 2009

Święto Niepodległości na obczyźnie


Zawsze byłem ciekawy, jak też wyglądają obchody świąt narodowych daleko od kraju. Kto przychodzi na organizowane przyjęcia? Jaki panuje nastrój itd.? Na szczęście było mi dane przyjrzeć się temu od kuchni.

W niedzielę bezpośrednio poprzedzającą dzień 11 listopada w kościele katolickim, zwanym bardzo często polskim kościołem, a o którym pisałem już co nieco w poście z lutego, odbyła się zamówiona przez Ambasadę msza św. za Ojczyznę. Wszyscy katoliccy księża w Uzbekistanie to Polacy – franciszkanie. Polakiem jest także biskup. Z tego też tytułu msza odbyła się po polsku. Kościół był pełen wiernych – licznie przybyła Polonia oraz oczywiście reprezentacja Ambasady, a także Polacy, którzy z okazji różnych innych zadań przebywają w Taszkencie. Nie omieszkał z nutką ironii zauważyć tego proboszcz, stwierdzając, że szkoda, iż mszy za Ojczyznę nie ma w każdym miesiącu, bo miałby wtedy pełną świątynię wiernych ;) Przed rozpoczęciem nabożeństwa proboszcz werbował parafian do aktywnego udziału w mszy i takim obrazem Marta i Remek czytali I i II czytanie, natomiast ja wystąpiłem z modlitwą wiernych. Od niepamiętnych czasów nie „występowałem” w kościele – chyba ostatni raz miało to miejsce w podstawówce, więc lekki stresie był :P , ale wszystko poszło chyba dobrze ;) Przynajmniej zebrałem pochwalne recenzje :P Podczas samej mszy spostrzegłem kilka elementów liturgii różnych od tych znanych mi w Polsce. Po pierwsze, podczas podniesienia mało kto klęka – zdecydowana ludzi stoi z pochylonymi głowami. Po drugie, spośród osób idących do komunii wielu nie przyjmuje komunikatów, lecz ogranicza się do przyjęcia błogosławieństwa. Po trzecie, podczas błogosławieństwa kończącego mszę praktycznie nikt się nie żegna na słowa kapłana „Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący, Ojciec i Syn i Duch Święty”. Ot, co kraj, to i obyczaj, choć Kościół Powszechny…

11 listopada to dzień wolny od pracy w Polsce. To samo dotyczy oczywiście polskich misji dyplomatycznych. Ścisły sztab ;) musiał jednak udać się do Ambasady celem dopracowania przemówienia okolicznościowego, które miało być wygłoszone podczas przyjęcia. Sama uroczystość odbyła się w hotelu InterContinental. Jako gospodarze przyjechaliśmy około godziny przed czasem, żeby dopilnować ostatnich przygotowań. Sala była spora – naprzeciw drzwi wejściowych znajdował się długi stół z owocami i słodkościami. W dalszej kolejności stał piękny bukiet kwiatów w barwach narodowych, mikrofony i flagi: uzbecka, polska i europejska. Za nimi znajdowała się scena, na której rozstawili się muzycy. Przy scenie znajdowały się dwa okrągłe stoliki: dla zaproszonych ambasadorów i oddzielnie dla żon. Z drugiej strony stał ekran, na którym wyświetlano cykl fotografii „Polska w obrazach”. Przy bocznych ścianach znajdowały się dwa długie stoły, na których wyłożone zostało jadło, w tym przygotowany przez Polonię bigos :) Z obu stron drzwi wejściowych zlokalizowano barki z napojami.

Gdy zbliżała się oficjalna godzina rozpoczęcia przyjęcia: Radca wraz z małżonką i niedawno przybyłym attaché wojskowym ustawili się przy drzwiach do witania gości, którzy gromadzili się już przed salą, by zgodnie z zasadami z lekkim opóźnieniem rozpocząć wchodzenie. Ja wraz z Anią (aplikantką) staliśmy z tyłu i odbieraliśmy kwiaty. Po wejściu wszystkich gości, nastąpił czas oczekiwania na przyjście gościa głównego, którym był wiceminister z Ministerstwa Zagranicznych Relacji Gospodarczych, Inwestycji i Handlu. Po jego przyjściu, nastąpiło oficjalne otwarcie przyjęcia. Radca wraz z Gościem ustawili się przy scenie pod flagami. Zostały odegrane hymn polski i uzbecki a następnie pan Radca wygłosił przemówienie. Rozpoczęło się przyjęcie właściwe ;)

Moje doświadczenia z przyjęciami są prawie żadne, bo poza COP-owskim bankietem otwarcia w zeszłym roku nie byłem na żadnym innym, jednak mogę powiedzieć, że ta uroczystość była bardzo udana. Było dużo gości, ponoć więcej niż u Czechów, którzy mieli swoje święto jakieś dwa tygodnie przed nami, a z którymi przecież z taką lubością rywalizujemy o wszystko, zawsze i wszędzie ;) Oprawa muzyczna był chyba jedną z najmocniejszych stron przyjęcia – zespół na scenie składał się z profesjonalistów – muzyków, co się zowią, wykonujących szlagiery światowej muzyki. Przy czym dobór utworów był bardzo dobry – nie absorbowały w sposób nadmierny uwagi, a miło wpadały w ucho. Najlepiej ubrany na całym przyjęciu był nasz attaché, który nie miał zwykłego munduru galowego, lecz coś w rodzaju czarnego frako-munduru z błękitną kamizelką, białą koszulą i czarną muszką – kapitalnie to wyglądało. Przyjęcie, jak to dyplomatyczne przyjęcia nie trwało szczególnie długo, choć najwytrwalsi przekroczyli niepisaną zasadę, iż nie należy pozostawać dłużej niż dwie godziny – niechybny znak, że się podobało :)

I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem a com widział i słyszał na blogu zamieściłem…

Dziś natomiast odbył się w kościele Festiwal Piosenki Polskiej "Polskie Szlagiery XX w." Koncert zorganizowała Polskie Centrum Kultury "Świetlica Polska". Cała impreza miała spory rozmach i wzięli w niej udział muzycy z różnych innych centrów narodowych. Poziom wokalny był dużo lepszy niż się spodziewałem. Przybyło również wielu widzów, którzy szczelnie zapełnili "kościół dolny". Fajnie było zobaczyć i usłyszeć, jak nie-Polacy wykonują polskie hity z repertuaru Połomskiego czy Rodowicz :) BTW, w następny weekend mamy koncert Skaldów :D Oczywiście się wybieram!! :D

Zresztą oceńcie sami:







* * *

BTW. Od dawna zabierałem się do obejrzenia filmu K. Zanussiego „Persona non grata”, jak zresztą do dziesiątków innych filmów, na co brakuje po prostu czasu. Okazało się jednak, że film ten ma pan Radca i pewnego wieczora przysiedliśmy do niego. Świetny film, zarówno od strony fabuły, jak i gry aktorskiej (Zapasiewicz, Stuhr, Michałkow, Chyra – to chyba sporo tłumaczy) czy muzyki. Poza tym gratka dla każdego, kto miał okazję przyjrzeć się z bliska funkcjonowaniu placówki dyplomatycznej – można zobaczyć sporo sytuacji znanych z rzeczywistości lub do niej podobnych. Polecam obejrzeć ten film!

BTW od BTW. Pan Radca kupił w tym tygodniu arcyciekawą książkę (i to nie w jakimś kiosku, lecz jednej z lepszych księgarń Taszkentu) pt. „Polska – «pies łańcuchowy» Zachodu”. Pierwszy rozdział: „Narodziny Szakala”. Ostatnie dwa wieczory urozmaicaliśmy sobie czytaniem na głos rozdziału o okresie rewolucji i Międzywojnia. Śmiechu było co nie miara. Autor wszędzie widzi robotę polskich szpiegów. Korpus Polski gen. Dowbór-Muśnickiego to zakonspirowana polska armia, która została utworzona tylko po to, by sabotować zmagania carskiej armii i przy najbliższej okazji wbić nóż w plecy Rosjanom. Najlepszy jest jednak fragment, w którym autor próbuje przemycić myśl, iż CzeKa (Czriezwyczajnaja Komissija po Borbie s Kontrriewolucyjej i Sabotażom), poprzedniczka GPU, OGPU, NKWD i KGB) była niejako agenturą POW (Polska Organizacja Wojskowa), służącą w ogromnej mierze infiltracji radzieckich władz i społeczeństwa, dywersji na terenie Kraju Rad oraz przygotowywaniu polskiej interwencji zbrojnej skierowanej przeciwko ojczyźnie proletariatu. Nie możemy wszak zapominać, że na czele Czerezzwyczajki stał najpierw Feliks Edmundowicz Dzierżyński a po nim Wiaczesław Rudolfowicz Mienżynski – obaj byli polskim szlachcicami! Najsprawniejszym agentem POW w ZSRR był jednak Józef Stanisławowicz Unszlicht (znany z Polrewkomu). Inne asy polskiego wywiadu to Michał Karłowicz Lewandowski (zdobywca Azerbejdżanu) czy niejaki Łągwa (nie z Ich Troje :P ). Najlepszą przykrywką dla polskiego wywiadu miała być oczywiście KPP (Komunistyczna Partia Polski)! Każdy, kto ma trochę oleju w głowie i wie czym była CzeKa, jakimi ludźmi był Dzierżyński i jego kompani oraz czemu służyła KPP, nie wymyśliłby takiej bzdury, no chyba że w jakimś antypolskim zaślepieniu. Czytając to wszystko trudno opanować się od śmiechu, ale po czasie przychodzi refleksja – zapewne wielu czytelników tego quasi-naukowego dzieła weźmie przedstawione w nim informacje za prawdziwe i uzupełniając swoją wiedzę o Polsce w oparciu o inne podobne jemu paszkwile, o które przecież wcale nie trudno na rosyjskim rynku wydawniczym, w rosyjskiej prasie, telewizji czy Internecie, zacznie myśleć o naszym kraju i jego mieszkańcach, jak o śmiertelnym i istniejącym od zarania dziejów zagrożeniu.
A z zagrożeniami trzeba walczyć. Tak rodzi się szowinizm narodowy…

1 komentarz:

  1. jestem lekarzem żydem mieszkam w polsce w nowym tomyślu 64-300 ulica ogrodowa 16 jestem sam rodzinę wymordowali mi teraz mamę w sądzie poznam miłą dziewczynę mam szlak turystyczny poznań nądnia zapraszam polecam znakomitą kuchnię żydowską najzdrowszą na świecie żydzi nie wierzą w boga ani żadne bajki obcują z bogiem który jest życiem wiecznym jest który jest stosują jego prawo

    OdpowiedzUsuń