W piątek podczas spacerowania w pobliżu starego miasta zaczepiło mnie dwóch chłopaków – studentów ekonomii na miejscowym uniwersytecie muzułmańskim. Pogadaliśmy sobie i w końcu zaproponowali, żebyśmy się spotkali w niedzielę, oni pokażą mi troszkę miasta i będziemy mieli okazję troszkę sobie poćwiczyć angielski oraz wymienić się poglądami na świat.
Spotkaliśmy się pod pomnikiem Aliszera Navoi a następnie udaliśmy się na coś do jedzenia – zabrali mnie do czajchany – takiej tradycyjnej uzbeckiej restauracji/herbaciarni i zaproponowali przepyszną zupę – coś, jak nasza warzywna, ale z orzechami, kukurydzą, żółtym serem, troszkę innymi przyprawami oraz furą mięsa!! Oczywiście mięso mi się najbardziej spodobało.
Większość naszych dyskusji zdominowała religia. Szucha i Tocha, bo tak chłopaki mieli na imiona, spytali mi się o moje wyznanie, więc powiedziałem, że jestem katolikiem, ale niezbyt religijnym i do kwestii nakazów wiary nie przywiązuję wielkiej uwagi, lecz staram się przestrzegać bardziej „świeckiej moralności”, która jednak, jak mi się wydaje, w 100% zgadza się z nakazami wiary katolickiej, lecz jest odarta z „obrzędowości”. Oni jednak zaczęli drążyć temat, zadając tysiące pytań: jak chrześcijanie traktują to, jak tamto, w co wierzą? Ciężka to była misja, bo moja wiedza teologiczna, co tu dużo opowiadać, jest na poziomie dziecka idącego do pierwszej komunii świętej. Jak tu wytłumaczyć, że Bóg jest jeden, ale w trzech osobach boskich? Jak tu wytłumaczyć, że Maria nie była żoną Boga Ojca? I że na mszy św. spożywamy chleb i wino, wierząc że jest to ciało i krew Chrystusa? I że Jezus był jednocześnie Bogiem i człowiekiem? Ciężka była to misja… I to jeszcze postawiona przed takim marnym katolikiem jak ja…
Potem dyskusja: kto według nas pójdzie do nieba. Swój wywód oparłem na przykazaniu miłości, twierdząc, że do nieba pójdzie każdy, kto kochał bliźnich i nie jest przy tym ważne czy wierzył w „naszego” Boga, Allacha, Buddę czy deklarował się ateistą. Chłopaki twierdzili, że u nich jest tak samo, ale po chwili dodawali, że Allach im ustami proroka Mahometa obiecał, że to wyznawcy islamu pójdą jako jedyni do nieba, jeśli wierzą w prawdę objawioną w Koranie. Według nich islam to najmłodsza z religii monoteistycznych, przeto „najświeższa”, najbardziej zgodna z oczekiwaniami samego Boga. Skoro Bóg zesłał Mahometa jako ostatniego z ciągu proroków, to Koran daje pełny obraz tego, czego Bóg oczekuje od ludzi a Tora czy Biblia, będąc również Słowem Bożym, straciły już po prostu na swojej aktualności i zostały przez samego Boga zastąpione przez Koran.
Następnie padło pytanie: czy ja bym chciał i czy Kościół katolicki by chciał, żeby oni stali się chrześcijanami? Odparłem, że nie. Zarówno ja, jak i Kościół katolicki, dopuszczamy myśl, że istnieją różne ścieżki do osiągnięcia zbawienia i wobec tego nie istnieje żadna potrzeba, by konwertować innowierców na katolicyzm. Najważniejsze jest przykazanie miłości. Spytałem, czy oni by chcieli żebym został muzułmaninem. Spodziewałem się takiej odpowiedzi, jaką usłyszałem – dla mojego dobra najlepiej by było, żebym został wyznawcą proroka, bo to gwarantuje mi zbawienie a oni przecież chcą mojego dobra :)
Po tych pogawędkach zabrali mnie do księgarni mieszczącej się w budynku po dawnej medresie – tam pokazali mi Koran a że był po rosyjsku, to dali fragmenty do przeczytania. Szahady* nie kazali mi trzykrotnie powtarzać ;) Sam sklep był cały pełen bezgustnych dewocjonaliów, jak nasze sklepiki przyparafialne – np. zegarki z przedstawieniem Kaaby* czy wersetami Koranu na tarczy. Następnie odwiedziliśmy meczet piątkowy, co ściągnęło na nas gniew pewnego „fanatyka, który nie zna zasad islamu”, jak określił go Szucha, urażonego, że niewierny, czyli ja wchodzi do muzułmańskiej świątyni.
Dzięki ich wstawiennictwu udało mi się także zwiedzić mauzolea mieszczące się na terenie ich uniwersytetu – sztuka ta nie udała mi się dwa dni temu. Pan strażnik, który w piątek z całą mocą odmawiał mi prawa wejścia na teren uniwersytetu i tłumaczył, że zwiedzenie jest niemożliwe, bo mauzolea są w remoncie, tym razem uśmiechnął się i zagadnął: Otkuda Pan*** ? Gorad kakoj?, odparłem: - Poznań (nie żebym się wstydził Słupcy, ale kto będzie za granicą kojarzył moją mieścinkę? :P ), pan strażnik pomyślał i spytał: A Lublin znajesz?, – Znaju, - Ja tam był na ekskursji... i puścił nas dalej :)
Rozmowy o Bogu i religii jeszcze bardziej wzmogły mój neoficki zapał, który rozgorzał we mnie wczoraj, gdy na nowozakupionej mapie Taszkentu spostrzegłem punkt „Polish Roman Catholic Chuch”. Postanowiłem udać się do tego kościoła, domniemając, że o 18:00 istnieje duże prawdopodobieństwo natknięcia się na mszę. Kościół jest całkiem pokaźny, niestety był już zamknięty dla zwiedzających, a w tzw. „kościele dolnym” (jak na Ratajach hehe) trwało spotkanie grupy Koreańczyków – katolików (w Taszkencie żyje mnóstwo Koreańczyków – potomków osób deportowanych przez Stalina w czasie wojny). Jednak z ogłoszeń parafialnych wyczytałem, że co drugą niedzielę odbywa się tutaj msza święta po polsku… Chyba zajrzę za tydzień…
* muzułmańskie wyznanie wiary: "nie ma boga prócz Allaha, a Mahomet jest Jego prorokiem" (lā ilāha ill'Allāh wa-Muḥammadun rasūlu Allāh).
** miejsce docelowe pielgrzymek do Mekki ze słynnym czarnym kamieniem.
*** to wszyscy w byłym ZSRR znają, że w Polsce to są „Pany” a dwuwiersz: Жизнь как в Польше - тот пан, у кого больше (Życie jak w Polsce, - ten Pan, kto ma więcej) w Uzbekistanie również znany i lubiany :)
Spotkaliśmy się pod pomnikiem Aliszera Navoi a następnie udaliśmy się na coś do jedzenia – zabrali mnie do czajchany – takiej tradycyjnej uzbeckiej restauracji/herbaciarni i zaproponowali przepyszną zupę – coś, jak nasza warzywna, ale z orzechami, kukurydzą, żółtym serem, troszkę innymi przyprawami oraz furą mięsa!! Oczywiście mięso mi się najbardziej spodobało.
Większość naszych dyskusji zdominowała religia. Szucha i Tocha, bo tak chłopaki mieli na imiona, spytali mi się o moje wyznanie, więc powiedziałem, że jestem katolikiem, ale niezbyt religijnym i do kwestii nakazów wiary nie przywiązuję wielkiej uwagi, lecz staram się przestrzegać bardziej „świeckiej moralności”, która jednak, jak mi się wydaje, w 100% zgadza się z nakazami wiary katolickiej, lecz jest odarta z „obrzędowości”. Oni jednak zaczęli drążyć temat, zadając tysiące pytań: jak chrześcijanie traktują to, jak tamto, w co wierzą? Ciężka to była misja, bo moja wiedza teologiczna, co tu dużo opowiadać, jest na poziomie dziecka idącego do pierwszej komunii świętej. Jak tu wytłumaczyć, że Bóg jest jeden, ale w trzech osobach boskich? Jak tu wytłumaczyć, że Maria nie była żoną Boga Ojca? I że na mszy św. spożywamy chleb i wino, wierząc że jest to ciało i krew Chrystusa? I że Jezus był jednocześnie Bogiem i człowiekiem? Ciężka była to misja… I to jeszcze postawiona przed takim marnym katolikiem jak ja…
Potem dyskusja: kto według nas pójdzie do nieba. Swój wywód oparłem na przykazaniu miłości, twierdząc, że do nieba pójdzie każdy, kto kochał bliźnich i nie jest przy tym ważne czy wierzył w „naszego” Boga, Allacha, Buddę czy deklarował się ateistą. Chłopaki twierdzili, że u nich jest tak samo, ale po chwili dodawali, że Allach im ustami proroka Mahometa obiecał, że to wyznawcy islamu pójdą jako jedyni do nieba, jeśli wierzą w prawdę objawioną w Koranie. Według nich islam to najmłodsza z religii monoteistycznych, przeto „najświeższa”, najbardziej zgodna z oczekiwaniami samego Boga. Skoro Bóg zesłał Mahometa jako ostatniego z ciągu proroków, to Koran daje pełny obraz tego, czego Bóg oczekuje od ludzi a Tora czy Biblia, będąc również Słowem Bożym, straciły już po prostu na swojej aktualności i zostały przez samego Boga zastąpione przez Koran.
Następnie padło pytanie: czy ja bym chciał i czy Kościół katolicki by chciał, żeby oni stali się chrześcijanami? Odparłem, że nie. Zarówno ja, jak i Kościół katolicki, dopuszczamy myśl, że istnieją różne ścieżki do osiągnięcia zbawienia i wobec tego nie istnieje żadna potrzeba, by konwertować innowierców na katolicyzm. Najważniejsze jest przykazanie miłości. Spytałem, czy oni by chcieli żebym został muzułmaninem. Spodziewałem się takiej odpowiedzi, jaką usłyszałem – dla mojego dobra najlepiej by było, żebym został wyznawcą proroka, bo to gwarantuje mi zbawienie a oni przecież chcą mojego dobra :)
Po tych pogawędkach zabrali mnie do księgarni mieszczącej się w budynku po dawnej medresie – tam pokazali mi Koran a że był po rosyjsku, to dali fragmenty do przeczytania. Szahady* nie kazali mi trzykrotnie powtarzać ;) Sam sklep był cały pełen bezgustnych dewocjonaliów, jak nasze sklepiki przyparafialne – np. zegarki z przedstawieniem Kaaby* czy wersetami Koranu na tarczy. Następnie odwiedziliśmy meczet piątkowy, co ściągnęło na nas gniew pewnego „fanatyka, który nie zna zasad islamu”, jak określił go Szucha, urażonego, że niewierny, czyli ja wchodzi do muzułmańskiej świątyni.
Dzięki ich wstawiennictwu udało mi się także zwiedzić mauzolea mieszczące się na terenie ich uniwersytetu – sztuka ta nie udała mi się dwa dni temu. Pan strażnik, który w piątek z całą mocą odmawiał mi prawa wejścia na teren uniwersytetu i tłumaczył, że zwiedzenie jest niemożliwe, bo mauzolea są w remoncie, tym razem uśmiechnął się i zagadnął: Otkuda Pan*** ? Gorad kakoj?, odparłem: - Poznań (nie żebym się wstydził Słupcy, ale kto będzie za granicą kojarzył moją mieścinkę? :P ), pan strażnik pomyślał i spytał: A Lublin znajesz?, – Znaju, - Ja tam był na ekskursji... i puścił nas dalej :)
Rozmowy o Bogu i religii jeszcze bardziej wzmogły mój neoficki zapał, który rozgorzał we mnie wczoraj, gdy na nowozakupionej mapie Taszkentu spostrzegłem punkt „Polish Roman Catholic Chuch”. Postanowiłem udać się do tego kościoła, domniemając, że o 18:00 istnieje duże prawdopodobieństwo natknięcia się na mszę. Kościół jest całkiem pokaźny, niestety był już zamknięty dla zwiedzających, a w tzw. „kościele dolnym” (jak na Ratajach hehe) trwało spotkanie grupy Koreańczyków – katolików (w Taszkencie żyje mnóstwo Koreańczyków – potomków osób deportowanych przez Stalina w czasie wojny). Jednak z ogłoszeń parafialnych wyczytałem, że co drugą niedzielę odbywa się tutaj msza święta po polsku… Chyba zajrzę za tydzień…
* muzułmańskie wyznanie wiary: "nie ma boga prócz Allaha, a Mahomet jest Jego prorokiem" (lā ilāha ill'Allāh wa-Muḥammadun rasūlu Allāh).
** miejsce docelowe pielgrzymek do Mekki ze słynnym czarnym kamieniem.
*** to wszyscy w byłym ZSRR znają, że w Polsce to są „Pany” a dwuwiersz: Жизнь как в Польше - тот пан, у кого больше (Życie jak w Polsce, - ten Pan, kto ma więcej) w Uzbekistanie również znany i lubiany :)
Ale towarzyszu Jabłona, znowu zrugam. Zdjęcie takie "malińskie" wrzuciliście, że nawet się w talerz nie da popatrzeć. A lud chce szpiegować co tam za smakowitości w tej zupie pływają ;)
OdpowiedzUsuń-talerze wyglądają na już opróżnione;) wiec nawet ujęcie z góry na niewiele by się zdało:)
OdpowiedzUsuń-fajny sweterek:)
-hehe, też pamiętam "kościół dolny"- z czasów, gdy mieszkałam na bohaterów..ehh, kiedy to było?;)
-a merytorycznie się nie wypowiadam;) uściski
Merytorycznie pięknie się spisaliście Towarzyszu;)jak na poziom "pierwszokomunijny":)wiadomo, ja bym czuł niedosyt, ale kto wie jak by się potoczyła rozmowa gdyby trochę bardziej skrajnie wypowiadać się na temat swojej religii...może knajpka poszłaby z Wami w powietrze...pozdrawiam. Leslavus
OdpowiedzUsuńŚwietny blog, od dziś jedna z moich obowiązkowych lektur ;)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla Wschodoznawcy z Taszkentu od Wschodoznawczyni z Pragi :)
Dziękuję za wszystkie komentarze :)
OdpowiedzUsuńPrzypomniałem sobie, że moja wiedza na temat własnej religii jest formalnie bierzmowana, ale materialnie to jednak głęboka Pierwsza Komunia :P
Przepraszam za brak zdjęcia pokarmu - postaram się to poprawić - zapomniałem, że między czytelnikami jest autor i najaktywniejszy dysputant topicu na Odyssei dotyczącego "kuchni podróżniczej" ;) Posypuję głowę popiołem ;)
No a jak?! Kuchnia to jedna z ważniejszych przejawów odrębności kulturowej. A na wschodzie to już takie cuda na talerzu widziałem, że aż często bałem się próbować. (Czasem słusznie, bo okazywało się potem, że to co jadłem, niedawno szczekało :/ )
OdpowiedzUsuńWiem, wiem - też postrzegam "turystykę kulinarną" jako ważny element każdego wyjazdu :)
OdpowiedzUsuńTak BTW jadłem jeszcze coś wczoraj - zapomniałem teraz nazwy tego (gumma czy cóś) - w każdym razie jest to połączenie rosyjskiego pirożka z naszą kaszanką - mówiąc inaczej to pirożek nadziewany kaszanką. Całość do smaku można doprawić przecierem z ostrych papryczek - mniam.
Oczywiście nie muszę dodawać, że po przyjeździe kupiłem sobie zaraz produkt o nazwie "Russkaja gorczica" - czyli musztardę rosyjską - ostra i przenikliwa jak głos posłanki Senyszyn :P Za każdym razem, gdy ją jem, a robię to codziennie, to mi aż w nosie wibruje a w oczach łzy stają! :)
Nu da! Taka z wielkiej tuby z wielką ruską flagą. Ja znaju :) Nie raz lądowała na kanapersach, jak szliśmy w tajgę w tzw. teren na parę godzin. Oj ratowała często smak suchego, kilkudniowego chleba :)
OdpowiedzUsuńTo jest pyszne! Te ichniejsze pirożki po prostu ach, och... :)
OdpowiedzUsuńEhh, Jabłona - dałeś się podejść. Jakie niebo?Co to za pierdoły?Oj, usiadłbym z wami do tego obiadku to by się chłopaki głęboko zastanowiły nad swoim podejściem do religii;)W końcu Tatko to nie w kij dmuchał antyklerykał i ogólnie anty;)
OdpowiedzUsuńA mam przypomnieć, kto bierze ślub KOŚCIELNY, drogi Tatko antyklerykale? ;) No, ale to, jak rozumiem, wypadek przy pracy ;)
OdpowiedzUsuńAle fakt, jakbyś im zaczął opowiadać, że minarety ich świątyń to armaty na dobre uczynki i pobożne życzenia albo inne stacje antybluźnierczego nasłuchu elektronicznego, to pewnie byłoby ciekawie :P
Ejj, przeca ja to nie dość że anty to jeszcze hipokryta pełną gębą. A z Xiędzem niedługo będę gadał a że Kinga nie może jechać ze mną to cała drży jaki ta rozmowa będzie miała przebieg;)
OdpowiedzUsuńHeheh ładnie wybrnąłeś :P
OdpowiedzUsuńBłagam weź ze sobą jakiś dyktafon albo kamerę ;) - chciałbym zobaczyć, to 5zł, które dajesz na tekst księdza: "co łaska, Synu" ;)