Słupca – Września, pociąg osobowy relacji Konin – Poznań, ok. godz. 10:20
Ciężka noc – pakownaie a la last minute panic do prawie 3 nad ranem, potem coś sen nie chciał nawiedzić, nigdy tak nie miałem… Budzik nastawiony na 6:30 (był bowiem plan, by jechać do Poznania pociągiem o 7:52) w chwili, gdy tylko zadzwonił został przestawiony na 8:30 (pojadę sobie o 10:01).
Dworzec PKP Słupca – zaskakująco dużo ludzi – uświadamiam sobie, jest 5 stycznia, wiara wraca na uczelnie po przerwie bożonarodzeniowo-noworocznej… Wracają wspomnienia – to z tego miejsca, w którym się znajduję rozpoczynały się dla mnie wszelkie dalsze eskapady. Myślami wędruję do 2006 roku, gdy stałem (tyle że na innym peronie) razem z Anią, Kingą i Czajolem, oczekując pociągu do Warszawy, a tam dalej na wschód, ostatecznie aż do dalekiego Yangshuo. Pociągiem z Poznania jechał już lekko „wczorajszy” Sokół a w Koninie dosiadł się Lokus ze swoim alternatywnie spakowanym plecakiem i piersióweczką podłej w smaku miedzianki :) 2007 i 2008 roku, to już wyjazdy najpierw do Poznania, a dalej na południe przez Bałkany i Turcję na Zakaukazie. W obu przypadkach podobne odczucia jak teraz – co to będzie, co przyniosą najbliższe godziny, dni, tygodnie…
Warszawa, Port Lotniczy im. Fryderyka Chopina, godz. 15:00
Pierwszy lot rejsowym samolotem za mną. Nie taki diabeł straszny :) Wszędzie za rączkę prowadzą i jest bomba. Sam przelot super – choć szkoda, że miejsce nie przy oknie :/ Z drugiej strony miejsce jakby w klasie VIP, bo siedziałem ramię w ramię z europosłem Marcinem Libickim :) Małe zaniepokojenie na lotnisku w Warszawie wywołane faktem, iż nie dostrzegłem mojego plecaka na wózku bagażowym, pogłębiona komunikatem, iż w Poznaniu popsuła się taśma transmisyjna bagaży, choć miało to miejsce jakieś 20 minut po mojej odprawie, a więc winno być wszystko oki. No nic zobaczy się w Taszkencie, czy plecak dotarł…
Jeszcze 10 min. i otworzą mój gate na Moskwę :)
Taszkent, Westminster University in Tashkent, godz. 14:05 czasu miejscowego
Lot Moskwy przebiegał mega-gładko i przyjemnie, miałem miłego sąsiada – Polaka, który pracuje w Moskwie. Troszkę porozmawialiśmy o życiu w rosyjskiej stolicy a szczególnie o słynnych problemach transportowych. W Moskwie szybka przesiadka na samolot do Taszkentu – byłem ostatnim odprawionym pasażerem, bo Warszawa miała lekki poślizg – i dalej w drogę. W samolocie troszkę się zdrzemnąłem i po 4 godzinach lotu byłem na miejscu. Budynek portu lotniczego w Taszkencie nie wygląda zbyt okazale – robi się „wschodni standardzik” – to, co lubię :) Bagaż mój szczęśliwie doleciał i jak się okazało przy odprawie celnej nie byłem jedynym Polakiem na pokładzie samolotu z Moskwy. Z lotniska odebrał mnie jeden ze studentów – zawiózł do akademików Westminstera i tam przydzielono mi pokój. W pokoju mieszka jeszcze młody Uzbek, ale na chwilę obecną go nie ma, bo wyjechał na wakacje. Długo nie mogłem zasnąć – nie wiem czy to wina tego, że przez ostatnie trzy dni w Polsce chodziłem spać w przedziale 3 – 5 nad ranem, czy nowego miejsca. Zasnąłem dopiero nad ranem, ale zaraz obudziło mnie słońce wdzierające się przez okno. Ostatecznie powylegiwałem się do blisko 13 i pojechałem na Uniwersytet. Najpierw jednak obmienić diengi- poleciałem szybko na bazar, był tam kantor, ale jak podszedłem do okienka, natychmiast skaptowała mnie babuszka kusząc lepszym kursem. Mając w pamięci rady Martyny, Olgi i Tomka postanowiłem wymienić kasę u niej. Za 60 USD dostałem taki plik kasy, że nie byłem w stanie tego pomieścić w portfelu… Przydałaby się chyba denominacja i wprowadzenie bilonu :) A teraz korzystając z chwili oddechu przed spotkaniem z dziekanem, który gdzieś wyszedł oraz darmowego dostępu od Netu na uczelni sobie piszę.
Ciężka noc – pakownaie a la last minute panic do prawie 3 nad ranem, potem coś sen nie chciał nawiedzić, nigdy tak nie miałem… Budzik nastawiony na 6:30 (był bowiem plan, by jechać do Poznania pociągiem o 7:52) w chwili, gdy tylko zadzwonił został przestawiony na 8:30 (pojadę sobie o 10:01).
Dworzec PKP Słupca – zaskakująco dużo ludzi – uświadamiam sobie, jest 5 stycznia, wiara wraca na uczelnie po przerwie bożonarodzeniowo-noworocznej… Wracają wspomnienia – to z tego miejsca, w którym się znajduję rozpoczynały się dla mnie wszelkie dalsze eskapady. Myślami wędruję do 2006 roku, gdy stałem (tyle że na innym peronie) razem z Anią, Kingą i Czajolem, oczekując pociągu do Warszawy, a tam dalej na wschód, ostatecznie aż do dalekiego Yangshuo. Pociągiem z Poznania jechał już lekko „wczorajszy” Sokół a w Koninie dosiadł się Lokus ze swoim alternatywnie spakowanym plecakiem i piersióweczką podłej w smaku miedzianki :) 2007 i 2008 roku, to już wyjazdy najpierw do Poznania, a dalej na południe przez Bałkany i Turcję na Zakaukazie. W obu przypadkach podobne odczucia jak teraz – co to będzie, co przyniosą najbliższe godziny, dni, tygodnie…
Warszawa, Port Lotniczy im. Fryderyka Chopina, godz. 15:00
Pierwszy lot rejsowym samolotem za mną. Nie taki diabeł straszny :) Wszędzie za rączkę prowadzą i jest bomba. Sam przelot super – choć szkoda, że miejsce nie przy oknie :/ Z drugiej strony miejsce jakby w klasie VIP, bo siedziałem ramię w ramię z europosłem Marcinem Libickim :) Małe zaniepokojenie na lotnisku w Warszawie wywołane faktem, iż nie dostrzegłem mojego plecaka na wózku bagażowym, pogłębiona komunikatem, iż w Poznaniu popsuła się taśma transmisyjna bagaży, choć miało to miejsce jakieś 20 minut po mojej odprawie, a więc winno być wszystko oki. No nic zobaczy się w Taszkencie, czy plecak dotarł…
Jeszcze 10 min. i otworzą mój gate na Moskwę :)
Taszkent, Westminster University in Tashkent, godz. 14:05 czasu miejscowego
Lot Moskwy przebiegał mega-gładko i przyjemnie, miałem miłego sąsiada – Polaka, który pracuje w Moskwie. Troszkę porozmawialiśmy o życiu w rosyjskiej stolicy a szczególnie o słynnych problemach transportowych. W Moskwie szybka przesiadka na samolot do Taszkentu – byłem ostatnim odprawionym pasażerem, bo Warszawa miała lekki poślizg – i dalej w drogę. W samolocie troszkę się zdrzemnąłem i po 4 godzinach lotu byłem na miejscu. Budynek portu lotniczego w Taszkencie nie wygląda zbyt okazale – robi się „wschodni standardzik” – to, co lubię :) Bagaż mój szczęśliwie doleciał i jak się okazało przy odprawie celnej nie byłem jedynym Polakiem na pokładzie samolotu z Moskwy. Z lotniska odebrał mnie jeden ze studentów – zawiózł do akademików Westminstera i tam przydzielono mi pokój. W pokoju mieszka jeszcze młody Uzbek, ale na chwilę obecną go nie ma, bo wyjechał na wakacje. Długo nie mogłem zasnąć – nie wiem czy to wina tego, że przez ostatnie trzy dni w Polsce chodziłem spać w przedziale 3 – 5 nad ranem, czy nowego miejsca. Zasnąłem dopiero nad ranem, ale zaraz obudziło mnie słońce wdzierające się przez okno. Ostatecznie powylegiwałem się do blisko 13 i pojechałem na Uniwersytet. Najpierw jednak obmienić diengi- poleciałem szybko na bazar, był tam kantor, ale jak podszedłem do okienka, natychmiast skaptowała mnie babuszka kusząc lepszym kursem. Mając w pamięci rady Martyny, Olgi i Tomka postanowiłem wymienić kasę u niej. Za 60 USD dostałem taki plik kasy, że nie byłem w stanie tego pomieścić w portfelu… Przydałaby się chyba denominacja i wprowadzenie bilonu :) A teraz korzystając z chwili oddechu przed spotkaniem z dziekanem, który gdzieś wyszedł oraz darmowego dostępu od Netu na uczelni sobie piszę.
Dobrze żeś Pan doleciał cało i zdrowo. Pamiętaj - nie taki Dziekan straszny, jak go malują:)
OdpowiedzUsuńTowarzyszu, a co Towarzysza tak wzięło na wspominki? To czekamy na następne meldunki!
OdpowiedzUsuńPanie Jabłoński, ino Pan tych dziengów od razu nie przechulaj! Aby ino na żmijóweczkę starczyło!
OdpowiedzUsuńJabłona a jak tam Takszkientki ? :-)
OdpowiedzUsuńNo to gratuluje bezpiecznego dotarcia na miejsce i odnalezienia sie w Tashkenckiej rzeczywistosci :) Slyszalam ze poznales juz Eldora :) Bardzo sympatyczny chlopiec, jakbys cos potrzebowal to on zawsze pomoze (jakbym miala cos zasugerowac to unkaj jego kumpla -Zafara i wszelkich dyskusji z nim- Olga cos o tym wie ze to sie zle konczy :P ) Pozdro !!Martyna
OdpowiedzUsuńczekamy na kolejne i napisz o tym meczu jesli odczytasz moją wiadomość :)
OdpowiedzUsuńNo to Pan teraz namieszał w pierwszej 10-ątce najbogatszych Taszkentczyków (czy jak tam się to cholerstwo odmienia :P)
OdpowiedzUsuńRozbijasz się samolotami z Eurodeputanami ;) nosisz plecak pełen kasy, to teraz już z kumplami z Polszy pewnie nie pogadasz, co nie? ;)
OdpowiedzUsuńJak ja Wam Towarzyszu zazdroszczę tej odwagi i wolności...!!!Gratuluję i popieram Krzysztofa-nie przehulaj dziengów od razu;]
OdpowiedzUsuńHej! Pogadam, pogadam z kumplami z Polszy - zapraszam nawet do siebie! Bym se chociaż mógł po polsku pogadać, bo tu ciężko :) Choć nie, dziś Pan w banku, powiedział do mnie "do widzenia" :)
OdpowiedzUsuńA Taszkentki – mhm :) Fajne są :) Krzychu mógłbyś tutaj sporo zdjęć narobić ;)
Towarzyszu!!! oj tak- Panie na bazarze zdecydowanie wiecej dienieg TObie dadza niz Panie w okienku;D slyszalam ze masz problemy ze stypendium??-ja w kazdym razie dostalam z 2tyg opoznieniem! o chlebie i wodzie, ha!:P ewentualnie o Plov'ie !;] pozdrawiam goraco!!!!:)olga
OdpowiedzUsuńco to ma być za komentarz z tymi Taszkentkami??? mogą sobie być fajne, ale i tak Polki są najfajniejsze;) a Ty w końcu na nauki pojechałeś, a nie się oglądać za spódniczkami;p uściski:) p.s. no i widzisz.. za długo nie wytrzymałam z powstrzymywaniem się od komentowania;))
OdpowiedzUsuńdopiero co Ty nam regularnie komentarze zamieszczales, a juz role sie odwrocily, tak jak Ty byles z vuelta, tak vuelta bedzie teraz z Toba:)korzystaj na maxa i baw sie dobrze!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. Pisz więcej
OdpowiedzUsuńEj Jabłoński!
OdpowiedzUsuńTe dzjengi to Ty trzymaj na wizyty z pseudobogatego Zachodu, ja tu grosz do grosza ciułam coby na kolejny rejsowy było :D
BAW SIĘ DOBRZE!!!!!
Haniek
Heheheh No przecież wiecie, że kto, jak kto, ale tow. jabłona do rozrzutnych nie należy, chyba, że wypiwszy, ale i wtedy ułańską fantazję trzyma na wodzy ;)
OdpowiedzUsuń:) poooozytywnie się zapowiada :) pisz jak najwięcej! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń