Mieszkam na siódmym piętrze akademika WIUT jakieś 10-15 minut autobusem od uniwersytetu. Połączeń mam dużo, więc z dojazdami nie jest źle. W godzinach szczytu autobusy przeładowane jak Pestka przed 8 rano w dzień roboczy. Warunki w akademiku są niezgorsze (tak mi się wydaje, jednak ja nigdy nie żyłem w akademiku ;) ) – choć wkurza mnie trochę wiecznie zapchany zlew w kuchni albo to, co mnie wkurzało w łazience, jak mieszkałem na Klonowej ( :P wtajemniczeni wiedzą o co chodzi, a sprawa jest takiego sortu, że nie wiem jakim innym eufemizmem mógłbym się posłużyć, by tu nie naruszać delikatnych konwencji dobrego smaku) itd. Przydałyby się też firanki w pokoju, bo mam okno ewidentnie na wschód i rano słońce nie daje żyć – świeci prosto w oczy i jest okropnie gorąco. Chociaż dziś jest drugi dzień pochmurny i jest do zniesienia. Widok z okna na pierwszym planie nie jest ciekawy – mieszkam w dzielnicy, gdzie z jednej strony są z bloki mieszkalne (typowe radzieckie rozsypujące się od „nieremontowania”, gdzie dodatkowo każdy mieszkaniec wedle własnego uznania upstroszył sobie „swój” wycinek fasady budynku) a z drugiej strony zakład przemysłowy Uzelektroaparat – elektroszczit, który wita swoich pracowników sztucznymi bocianami na słupie z zegarem oraz hasłem "Życzymy udanego i pracowitego dnia" – nie wiem czy druga część życzeń podoba się pracownikom.... Widok za to na drugim planie jest przepiękny – ośnieżone szczyty górskie pasm Chimgan i Chatka (to znaczy był dwa dni temu, bo od wczoraj nic nie widać).
Na moim piętrze w akademiku mieszkają wyłącznie osobnicy płci męskiej – nie mieliśmy się jeszcze okazji jakoś dobrze zapoznać – to po części wina mojej wrodzonej nieśmiałości, tym bardziej, że mieszkam póki co sam w pokoju, po części tego, że dużo czasu spędzam poza akademcem oraz tego, że u nich teraz trwa sesja. Ale mam nadzieję, że uda się zmontować jakieś alko-wyjście i wtedy wszystkie „lody” puszczą ;) Wiara tutaj świetnie nawija po angielsku – większość ma za sobą jeden lub nawet kilka pobytów na Work&Travel (albo jak to usłyszałem od jednego z nich Work&Work) – każdy po kilka miesięcy w Stanach – stąd mają też taką amerykańską nawijkę: What’s up man? How you doin’? itp. No w każdym razie mają lepszy flow niż ja :) Więc myślę, że językowo to tutaj sporo skorzystam :) W ogóle zabawnie jest słuchać jest ich rozmów między sobą – gdy potrafią w jednym zdaniu kilkakrotnie zmieniać między językami uzbeckim, rosyjskim i angielskim.
WIUT, czyli „moja” uczelnia jest bardzo nowoczesna – w porównaniu z polskimi uniwerkami, ale jest też sporo mniejsza – całość, jeśli się nie mylę, mieści się w jednym średniej wielkości gmachu. Sam budynek też zasługuje na uznanie – nie wygląda na nowo-pobudowany, ale jednocześnie nie ma nic wspólnego z socrealem radzieckim czy jego środkowoazjatycką odmianą – wygląda jakby przeniesiony żywcem z wiktoriańskiej epoki.
Moje właściwe zajęcia zaczynają się dopiero 19 stycznia. Miałem w tym tygodniu jedno spotkanie wdrażające z opiekunem mego roku, poznawaliśmy swoją grupę zajęciową, a on pokazywał nam uczelnię itd. No i dostaliśmy pierwsze zadanie – małą wprawkę pisarską. W przyszłym tygodniu mamy kolejne 2 spotkania i wspólne wyjście na piwko. Poza tym czas mi leci na załatwianiu różnych spraw papierkowych, np. registracji. A propos registracji: do dnia wczorajszego paradowałem sobie po mieście bez paszportu (bo właśnie jest on potrzebny dla meldunku) czy choćby jego kopii przy sobie. Jak dowiedział się o tym Iskander – młody pracownik uniwersytetu, który załatwia mi registrację, to wyglądał tak, że jakby był chrześcijaninem, to by się pewnie przeżegnał. Natychmiast zrobił mi dwie kopie wniosku registracyjnego, na którym są wszystkie dane z mojego paszportu plus zamaszysty podpis rektora i okrągła, właśnie: okrągła!, pieczęć. Jedną przykazał mieć zawsze przy sobie na wypadek kontroli milicyjnej a drugą trzymać w pogotowiu w swoim pokoju. Przy tym z przerażeniem w oczach dodał, że „to nie jest zwykły kraj, tu nie wszystko jest normalne, milicji nie należy ufać i należy jak ognia unikać z nią kontaktów”. Trochę mnie ta scenka rozbawiła, jakoś sobie nie wyobrażam, by ci panowie w zielonych mundurach i obitych kożuszkiem kepi mogli zrobić mi krzywdę :P Wyglądają sympatycznie – na pewno bardziej niż ich rosyjscy odpowiednicy, których same niebiesko-szare munduru OMON-u działają odstraszająco (no, przynajmniej na mnie):P
Z samego miasta jeszcze niewiele widziałem, tylko zrobiłem obchód najbliższej okolicy uczelni i akademika, tym bardziej, że w pojedynkę zwiedzać po prostu nie cierpię.
Żywię się w takiej taniej samoobsługowej jadłodajni niedaleko od uczelni, której zaplecze wygląda troszku jak z koszmaru inspektora Sanepidu, a może wręcz przeciwnie – jest w końcu okazja by wlepić mandat :) Ale żarcie jest pychota i niedrogie i oto chodzi! Dziś po raz pierwszy jadłem regionalny przysmak – manty, czyli pierogi nadziewane mięsnym farszem – smakuje wyśmienicie, ale wrażliwcy może nie powinni zaglądać do środka – w moich były bowiem niezidentyfikowane kawałki mięsiwa przywodzące na myśl móżdżki czy inne tym podobne frykasy. Po tym pysznym posiłku skusiłem się jeszcze na taki galart przypominający nasze zimne nóżki, których zresztą nie lubię i po tej próbie… chyba nie polubię. Świetny jest obyczaj, że zamawiając herbatę, dostaje się małą miseczkę wraz z całym półlitrowym dzbankiem naparu! A herbata jest bardzo smaczna, szczególnie z cytryną.
No i to by było chyba na tyle… Pozdrawiam!
PS. Z tą Barceloną nic nie słyszałem…
Muszę się pochwalić, jaki ze mnie "hakier", bo nie wyrobię :P Niestety darmowy Net uniwersytecki jest obwarowany szeregiem blokad na niektóre witryny, pośród nich na maps.google.com, ale nie od rzeczy jest się w szeregach tzw. homo sapiens: kto w Uzbekistanie by blokował mapy.google.pl :P
wiecej wiecej ... towarzyszu wiecej mocy :)
OdpowiedzUsuńmoże niedlugo chinczycy sie sprowadzą do siebie zebys im www odblokowal ;)
No ale panie Jablona, aparat ukradli czy co? Fotki jakieś poprosimy.
OdpowiedzUsuńhehe, przyłączam się do prośby powyżej;)
OdpowiedzUsuńa tak poza tym, to ja sobie nie wyobrażam, żeby ktokolwiek mógł Tobie zrobić krzywdę:-)
a nazwa "work&work"..przezabawna:d
Z tego hakierowania tom dumny jest panie ;) A i także podłączę się do apelu o foty!
OdpowiedzUsuńCo do ubikacji to w akademikach norma... Szczególnie po weekendzie kiedy dodatkowo są zaspawane w różne finezyjne sposoby i wzory... Czasem w przypadkach hardcore'owych można nawet sie spotkać z ewidentnym brakiem podstaw kultury i dobrego smaku (a może po prostu nieznajomością wynalazku zwanego ubikacją) i zobaczyć że ktoś w muszle nie trafił i to wcale nie przy oddawaniu moczu... :D
OdpowiedzUsuńZaznajomić się w akademikach można łatwo bo z tego co ja przynajmniej doświadczyłem co jakiś czas organizuje się imprezy na korytarzu jednego lub nawet kilku pięter na raz. Szczególnie po sesji...
A z zatkanymi zlewami kuchennymi się nie spotkałem bo u nas sprzątaczka raz w tygodniu w czwartek brała goleczko o przetykała wszystkie jak leciało...
...jak nie leciało to tym bardziej przetykała... :D
pzdr. jeszcze z Wojska Polskiego braticzku!
010 DDC mi zostało czyli już Cywil Pan Rezerwista :D
No Panie Jabłoński, jak Pan nie pomożesz WEtohowi, to WEtoh nie pomoże i Panu!
OdpowiedzUsuńZ tymi fotami: dobra, będę usiłował, choć fotografowanie nie jest moją ulubioną rozrywką - no może poza fotografowaniem radzieckich samochodów itp. :P Obiecuję się jednak poprawić :)
OdpowiedzUsuńTroszkę sobie jednak wziąłem do serca i uzupełniłem Picasę dzisiejszym szybkim spacem - link po prawej stronie poprzez "## obiketywem obiektywnie..."
OdpowiedzUsuńNo i Jablona trafil do Uzbekistanu, ladnie sie musiales nagimnastykowac z mundusem :) pozdrawiam z erasmusa z Mediolanu. Creoula/odyssei. Marta Zygman
OdpowiedzUsuńLukasz, wejdz sobie na moj profil na studentixie gdzie mam fotki z Uzbeku- pewnei smiesznei bedzie sie TObei je teraz ogladalo;)
OdpowiedzUsuńkurcze....Broadway na twoim zdjeciu. zobaczysz jak artystycznie wyglada jak sie zrobi cieplo:o)
poza tym pozdrawiam nadal goraco i czekam na kolejna porcje bloga ;]
Olga
Panie Hakerze, Panska strona mi sie zawiesza ze wzgledu na latajace gora dol po prawej dane, wyskakuje ciagle "gotowe" i w koncu traci czucie, zawiesza i umiera błędęm.
OdpowiedzUsuńNie "Haker", lecz "hakier" a to duuuuuża różnica ;)
OdpowiedzUsuńPomyślę nad tą sprawą i proszę o podobne zgłoszenia!
u mnie wszystko dobrze choć działam na super wolnym iplusie... choć zdjęć sobie niestety obejrzeć nie jestem w stanie... :(
OdpowiedzUsuńPanie hakierze, tak mi do głowy przyszedł jeszcze pomysł, że jakby coś jeszcze nie działało to może by przez jakieś proxy spróbować. Tutaj jest lista: http://www.stayinvisible.com/web_proxy_list.html
OdpowiedzUsuń