Ze względu na kwestie wizowe Ani i Kuby, musieliśmy co kilka dni zjawiać się w Biszkeku, co uniemożliwiło nam wypad w kirgiski interior ;) Niemniej jednak czasu było dość, by zrobić choćby wycieczkę dookoła jeziora Issyk-Kul. Droga nad jezioro jest dosyć zatłoczona a to przez wzgląd na fakt, iż jezioro jest popularny kierunkiem wakacyjnych eskapad wśród Kirgizów, ale także i Kazachów oraz Rosjan. Pierwszy nocleg wypadł nam przed kurortem
Kolejnego dnia ruszyliśmy dalej na wschód a celem naszym był Karakol i jego okolice, w szczególności Muzeum i Memoriał Przewalskiego oraz była radziecka baza marynarki wojennej i fabryka torped w Michajłowce oraz Przystań Przewalsk. O ile wejście do muzeum nie stanowiło najmniejszego problemu – wystarczyło zapłacić, targując oczywiście cenę biletu na legitymację z WIUT :) , to już zwiedzanie torpedowni stanowi wyższą szkołę jazdy, której mistrzami się nie okazaliśmy. Ale po kolei: w pierwszy rzędzie udaliśmy się do dawnej
Atrakcją kolejnego przedpołudnia, które upłynęło nam w większości na jeździe do Biszkeku było słone jezioro Shor Kol. Zasolenie wody było na tyle duże, że można było swobodnie położyć się na tafli wody i po prostu rozkoszować się stanem „lewitacji”. Dojazd nad jezioro nie był jednak do końca jasny i trochę przypadkiem się tam dostaliśmy – trzeba więc być czujnym i pytać miejscowych! Sama droga dojazdowa też znajduje się w stanie
Po dotarciu do Biszkeku Sokoły udały się do ambasady rosyjskiej. Po złożeniu wniosku wizowego postanowiliśmy ruszyć w góry położone nieopodal Biszkeku a konkretnie w Kanion Alamedin. Rozbiliśmy obóz i myśleliśmy, żeby kolejnego dnia wybrać się w górę rzeki. Ostatecznie na ten krok zdecydowali się wyłącznie Radzim z Sokołem. Krzychu chciał odpocząć, mnie zaś ciągle trzymało po grillowaniu ;) Podczas gdy chłopaki wędrowali, myśmy zajęli
Kolejnego dnia czekała nas ponowna i ostatnia już wizyta w Biszkeku, związana z odbiorem wiz przez Anię i Kubę, a którą wykorzystaliśmy dodatkowo na zwiedzanie muzeów Biszkeku. Osobliwym okazało się muzeum narodowe, a to poprzez fakt, iż z dwóch pięter jakie posiada, pierwsze w całości jest poświęcone Leniowi! Można się naocznie przekonać, jak to losy Wodza Rewolucji splatają się nierozerwalnym, być może niedostrzegalnym w normalnym życiu, węzłem z losami narodu kirgiskiego! ;) Ponadto niesamowity klimat tworzą freski na sufitach muzeum. Hitem jest Teuton
Istotnym elementem pobytu w Biszkeku było wysłanie do Polski gromadzonych po drodze próbek ziemi oraz gówienek krowich. Jak już wspominałem, ważnym motywem naszego wyjazdu było exegi monumentum. Mianowicie Krzychu, jako przyrodnik z zamiłowania, zaoferował pomoc Wydziałowi Biologii UAM w gromadzeniu próbek ziemi, celem przeanalizowania ich pod kątem obecności nowych gatunków roztoczy. Naukowcy z uniwersytetu przyjęli tę ofertę z radością i tak wyposażeni w worki strunowe na całej naszej trasie zbieraliśmy (a właściwe to głównie Krzysztof zbierał) potrzebne próbki. Ale wracając do Biszkeku...
Poza załatwieniu wszystkich kwestii byliśmy gotowi, by wyruszyć dalej, a więc do Tadżykistanu. Wskoczyliśmy na trasę do Osz i rozkoszując się pięknymi widokami mknęliśmy na pierwszą przełęcz – ponad 3,5km npm. Transit ciągnął nie najgorzej, czasami jednak wymagając na podjazdach redukcji do dwójki. Wtedy to rozpoczęliśmy też pracę laboratoryjną nad stworzeniem ciała doskonale czarnego, które powoli kondensowało się na wylocie naszej rury wydechowej a Transit poprzez zostawianą za sobą chmurę czarnego dymu upodabniać zaczął się do
Kamazów! Do Osz dotarliśmy kolejnego dnia wieczorem. Wynajęliśmy mieszkanie u naszej starej znajomej, u której wynajmowaliśmy wcześniej pokój wracając z Piku Lenina, zakupiliśmy napoje i rozpoczęliśmy świętowanie imienin Ani, Kuby i Krzycha, które zbiegały się w jednym czasie, zagryzając sałatką Kubowej produkcji ;) Kolejnego dnia udaliśmy się na zwiedzanie Osz, a konkretnie oszskiego bazaru i muszę powiedzieć, że jestem rozczarowany. Strasznie dużo słyszałem o tym bazarze: że największy, że wszystko można kupić, że
tradycyjny itd. A tymczasem, jak mam wrażenie, jest dużo mniejszy niż taszkenckie Chorsu a gama produktów nie jest wcale bogatsza :/ Pozostaje jeszcze możliwość, choć jeno teoretyczna, że nie widziałem całego bazaru… Po dokonaniu niezbędnych zakupów, w tym tradycyjnych kirgiskich męskich nakryć głowy – kalpaków, udaliśmy się na avtorynok, celem doposażenia naszego samochodu w terenową oponę, sztuk: jeden oraz łańcuchy, a także dokonania ostatnich napraw wulkanizacyjnych przed wjazdem do Tadżykistanu. Przygotowani na najciekawszą część naszej trasy, ruszyliśmy na południe. Kilkadziesiąt kilometrów za Osz droga stała się jednym wielkim placem budowy, gdzie asfaltu nie
uświadczysz, a jeśli już to w postaci wysepek na morzu piachu. Droga wiedzie przez wysokie góry, więc ku radości nas wszystkich praca nad ciałem doskonale czarnym postępowała. Trasa ta była niezwykle frustrująca dla kierowców przez wzgląd na konieczność pozostawania w ciągłym skupieniu i gotowości na walkę z drogą. Po kilku godzinach drogi dotarliśmy w końcu do Sary Tash, oddalonego jakieś 40km od granicy kirgisko-tadżyckiej i tam po raz pierwszy poczuliśmy, że czasy dobrze wyposażonych stacji benzynowych, czy w ogóle stacji benzynowych, się skończyły. W Sary Tash była akurat „święta benzyniarnia”, ale benzyny nie było. Kilka minut zajęło nam przetłumaczenie żonie "benzyniarza", który wyruszył wtedy akurat po paliwo, że nam benzyna nie jest potrzebna, jeno ropa. Wtedy
nauczyliśmy się chyba kluczowego dla nas słowa „saljarka” bardziej rozpowszechnionego niż „dizel”. Saljarka na stacji była, więc dotankowaliśmy maszynę, zalaliśmy kanistry i ruszyliśmy na nocleg. Ostatnią noc w Kirgistanie spędziliśmy na stepie rozciągającym się u podnóża Pamiru. Wczesnym rankiem ruszyliśmy na granicę. Tam zaspany celnik poprosił „starszego grupy” na rozmowę do gabinetu. Wydawało się początkowo, że będzie chciał wyłudzić łapówkę, ale nic z tych rzeczy! Chłopaki mają na granicy bardzo niewielki ruch i dlatego każdą okazję wykorzystują, żeby się do woli nagadać! Celnik okazał się mieć szerokie horyzonty i był nawet doskonale zorientowany w sprawach polskich. Wiedział wręcz, że Kaczyńscy za młodu zagrali w filmie! :D Z innych polskich
akcentów, wypytał się co tam teraz prezydent Kwaśniewski porabia, dlaczego Kaczyński tak bardzo nie lubi Rosjan, czy ciągle w Polsce można zobaczyć „Czterech pancernych i psa” czy też film został zakazany za wymowę „prokomunistyczną, proradziecką i antypolską”? ;) Widać, że buszuje w mediach nieprzychylnych do końca naszemu krajowi ;) Poza tym pytał się czy ciągle produkujemy Żuka i Nysę :) Jako mundurowy rozpytywał się o wyposażenie polskiej armii itd. ;) Potem z kolei sprawdzał moją wiedzą o Kirgistanie a na koniec, gdy przyszedł zaniepokojony, co to tak długo trwa, Sokół, wypytał nas o nasze
wrażenia z pobytu ze szczególnym naciskiem na to, co nam się nie podobało – „po to, żebyśmy wiedzieli co musimy zmienić” – jak mówił!
Ostatecznie po kilku dodatkowych kontrolach wjechaliśmy na 20-kilometrowy pas „ziemi niczyjej” i udaliśmy się w stronę posterunku tadżyckich pograniczników. Pamir Highway zaczęło się na dobre!
* piosenka na znaną melodię, która towarzyszyła nam podczas podróżowania po Kirgistanie. Z innych hitów wyjazdowych warto wspomnieć o "Żarka było w Biszkeke" oraz "Tryumfy człona wszetecznego".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz