Pokaż Taszkentczyk na większej mapie

piątek, 27 marca 2009

Termez


Do Termezu wybrałem się na zaproszenie Alishera dwa dni po powrocie z Chiwy. Owe dwa dni spędziłem pracując zawzięcie nad coursework’iem z ekonomii. Termez, najdalej wysunięte na południe miasto Uzbekist
anu, zawsze budził we mnie jakiś dreszczyk emocji – przygraniczne miasto, wielka baza sowieckich wojsk podczas wojny w Afganistanie, punkt, przez który przechodziło większość środków rzucanych do Afganu, no i last but not least, słynny graniczny Most Przyjaźni między Afganistanem a Uzbekistanem – symbol radzieckiej interwencji i porażki w Afganistanie. Słynny, choćby dzięki tej fotografii:



Do Termezu z Taszkentu można dostać się autobusem (13 godzinna podróż), pociągiem (trzeba mieć wizę turkmeńską, bo linia kolejowa przechodzi przez terytorium Turkmenistanu, choć obecnie budowana jest wewnętrzna nitka) lub samolotem. Wybrałem opcję lotniczą ze względu na oszczędność czasu oraz chęć przeżycia przygody – przelotu radziecką 20-letnią maszyną :) Cena biletu również nie była odstraszająca – 40USD.

Samolot mój wylatywał o godzinie 13:15. Ze względu na pracę nad CW spać poszedłem między 6 a 7 rano. Przespałem się do godziny 11:30. Zjadłem szybkie śniadanie, spakowałem plecak i ruszyłem na lotnisko. Z szerokim bananem na gębie wkroczyłem do hali odlotów tylko po to, by zdać sobie sprawę z tego, że bilet zostawiłem w pokoju w akademiku. Banan zamienił się w figę i to z makiem. Jednocześnie krew nagła mnie zalała i pioruny siarczyste, łogniste, łułułu… Zostało 40 min. do zakończenia odprawy. Kto nie ma w głowie, ten ma w nogach i… w portfelu. Wyleciałem jak z procy, złapałem taksę: „Elektroaparat, bystra!” i pognaliśmy do akadamca. Na szczęście nie jest on położony daleko od lotniska, więc po 20 minutach, już z nie tak szerokim bananem, ponownie wkroczyłem na teren aeroportu. Zgodnie z rozkładem miałem lecieć Iłem-114, nienajgorsza maszyna, choć na 15+3 prototypy wyprodukowane dotychczas, dwa samoloty… jak by to powiedzieć… nie dały rady :P Jednak na płycie lotniska autobus podjechał pod An’a-24, który nie budził mojego zaufania, tym bardziej, że lista wypadków i katastrof, w której An-24 odgrywał pierwszoplanowe role jest dość długa. Wszystko jednak zakończyło się dobrze – troszkę jedynie trzęsło i głośno było na maksa. Widoki – niesamowite: nagie skaliste góry koloru żółtego i czerwonego, w wyższych partiach pokryte śniegiem! Piękno w najczystszej postaci! No i zobaczyłem Most Przyjaźni!! Próbowałem wypatrzyć lotnicza bazę Luftwaffe, która znajduje się w Termezie, niestety chyba siedziałem nie z tej strony samolotu :/

Z lotniska odebrał mnie Alisher – jak każdy obcokrajowiec przeszedłem wnikliwą kontrolę dokumentów. Temperatura w Termezie jest wyższa o kilka stopni niż w Taszkencie i nawet w marcu można poczuć, patrząc choćby na roślinność, że Termez to najgorętszy punkt kraju. Udaliśmy się na zwiedzanie miasta – najpierw muzeum archeologiczne a potem spacerem przez centrum. Termez zamieszkuje ponad 100 tysięcy ludzi i stanowi on stolicę wilajetu surchondaryjskiego, lecz czuje się tam taką bardzo przyjemną prowincjonalną atmosferę.

Po krótkim zwiedzaniu udaliśmy się do domu Alishera. Alisher mieszka z mamą i siostrą – Maliką. Od razu było mi dane poznać także jego ciocię, kuzynkę i jej syna, albowiem Alisher świętował tego dnia swoje urodziny i z tej okazji była mała imprezka ;)

Po kolacji udaliśmy się z Alisherem na świętowanie Navruzu a konkretnie na gotowanie sumalaku. Trafiliśmy do lokalnej społeczności, która świętowała bardziej uroczyście niż w Urgenczu. Wiele kobiet było przebranych w tradycyjne stroje, muzyka była grana i śpiewana na żywo. Całość relacjonowała afgańska telewizja, dla której udzieliliśmy z Alisherem ekskluzywnego wywiadu. :P Najwięcej śmiechu mieliśmy jednak z tego, że miejscowi brali Alishera również za obcokrajowca i przez chwilę nie wiedzieli, jak się do nas zabrać :P (BTW, jak wracaliśmy do Taszkentu, to na jednym z posterunków – milicjant, biorąc ode mnie paszporty wziął właśnie mnie za Uzbeka a Alishera za Polaka :P ) Zaoferowano nam oczywiście gotowanie sumalaku a mnie dodatkowo w gratisie małżeństwo z dziewczyną, której asystowałem przy kotle ;) Teraz tak myślę, że może trzeba pociągnąć temat... :P



Kolejnego dnia udaliśmy się na zwiedzania zabytków rozrzuconych wokół Termezu. Najpierw do Termez-Ata – starożytnego Termezu, położonego na brzegu Amu-Darii, skąd świetnie widać Afganistan. Obecnie znajduje się w tym miejscu meczet z mauzoleum Abu-Abdallah-Muhammad bini-Ali bini-Husseinal-Khakimi Termizi’ego (sami sobie ustalcie kim ów zacz był? ;) ), muzeum oraz wejście do zawalonego tunelu, który wedle legendy wiódł przed wiekami pod korytem Amu-Darii na terytorium dzisiejszego Afganistanu.

Następnie udaliśmy się do twierdzy Kyr-Kyz, całkiem nieźle zachowanego małego miasta wzniesionego około XI wieku. Całość zbudowana została z gliny i otoczona warownym murem. Niesamowity zabytek, ale oddany pod władanie dzieciarni oraz owiec ;)

Podjęliśmy oczywiście próbę dostania się na Most Przyjaźni, choć szanse na powodzenie, przyznaję, od początku były nikłe. Rzeczywiście, już na pierwszy posterunku milicjanci nas zawrócili, twierdząc, że tu nawet ministrowie nie dostają pozwolenia, żeby się swobodnie poruszać a co dopiero dwóch śmiertelników! ;) No nic, nie spróbowałbym, byłbym chory ;)

Droga powrotna do Taszkentu upłynęła nam pod znakiem dysput geopolityczno-historyczno-filozoficznych ;P oraz kontroli milicyjnych. Dzień przed naszym wyjazdem złapano Afgańczyka z 25 kilogramami stuff’u przy sobie i policja oszalała – trzepali, że aż kurz leciał!

14 komentarzy:

  1. zerknąłem na listę spadków an24 (nawet jeden pod Rzeszowem spadl) i przyznaje ze wyglada imponujaco :) nie dziwie sie ze bilet tylko 40USD...

    OdpowiedzUsuń
  2. no! i bardzo ładnie:) 2 wyczerpujące relacje:) brakuje tylko kompletu zdjęć z Termezu..;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Prowda, prowda scyra... ale będą, wkrótce będą... Po porostu ze względu na limity transmisji danych muszę przesyłać zdjęcia nocą, a od czwartku jakoś nie mogę się odnaleźć w nocy w swoim pokoju... Szukam się, szukam i zawsze jestem "gdzie indziej" :P

    OdpowiedzUsuń
  4. tak trzymaj Łukasz! ;) czekam na wiecej relacji :) pozdrowienia !

    OdpowiedzUsuń
  5. oj tam 25kg na własny użytek :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Piknie klimat fotki oddają. A mówiłeś, że nie lubisz cykać. Skromność, czy przekora?

    OdpowiedzUsuń
  7. GooRooo błagam! Tylko bez napinki na moim bLoGaSq :P

    Serio, nie przepadam za cykaniem i uwielbiam, gdy ktoś zdejmuje ze mnie to brzemię - to wynika z faktu, że ja nie widzę zazwyczaj kadrów, nie mam oczu fotoreportera, który gdy tylko widzi coś ciekawego sięga po aparat - ja zazwyczaj po prostu się gapię jeno przez własnym okular... Zresztą to będzie widać po ilości zdjęcie, jakie przywiozę z Uzbe - niejeden po kilku miechach pobytu to by pewnie dysk dokupował żeby pomieścić wszystkie foty a u mnie będzie skromnie, bardzo skromnie ;)

    W każdym razie dziękuję za miłe słowo - choć może to tylko tak z okazji zbliżających się świąt żeś skazał? :P

    OdpowiedzUsuń
  8. może zdjęć nie dużo, ale klimat jest w tubylczych słowach (dzięki za tłumaczenia, pomocne dla zielonych) mieszanych z filmikami.

    OdpowiedzUsuń
  9. cześć i wesołych świąt.
    jestem francuzem i mieszkam w kraku. za 5 dni wyjeźdżam do uzbekistanu, miałem tylko pytanie: jak można zostać klientem beeline'a lub innej firmy komórkowej? możesz poradzić?
    dzięki!
    a może się spotkamy w taszkencie, insza'allah?
    -guillaume (dla polaków "gijom").

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć Guillaume!!

    Zakupienie SIM-karty jest proste jak diabli: idziesz do pierwszego lepszego kiosku oznaczonego BeeLine, MTC lub uCell itd. i po prostu prosisz o kartę operatora, dają Ci do wyboru jakiś plan taryfowy - za kartę nic nie płacisz, musisz jedynie załadować konto na jakąś minimalna kwotę - nie pamiętam ile - może 5tys. sumów (ok. 12 zł).

    No, mój taszkencki numer telefonu przesłałem Ci na YT, więc daj znać, jak będziesz w Taszkencie - a piwko się zmontuje jakieś :)

    Smacznego jajka i mokrego Dyngusa!!

    OdpowiedzUsuń
  11. hej jablona,
    rachmat!
    ... ale chyba coś nie zrozumiałem - co to jest za 'YT'? możesz mi wysłać twój numer komórkowy e-mailem? oto mój adres:
    guitoudebuch@yahoo.fr
    fajnie rzeczywiście by było się spotkać w taszkencie, oglądałem twoje zdjęcia z podróży i wygląda na to, że mamy podobne gusta turystyczna, jeżeli chodzi o byłe kraje zssr.
    będę w uzbekistanie od 17ego kwietnia do 12ego maja.
    wot wsjo!
    guillaume.
    ps: jak się nudzisz, możesz zobaczyć halfawake33.com.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja ze wschodu przywiozłem z 500. Inni uczestnicy mieli po 10 giga na kartach. Kaśka Glanc kiedyś stwierdziła, że jesteśmy zalewani nadmiarem zbędnych zdjęć i to chyba jest istotą rzeczy. Lepiej kilka a dobrych, niż masę, a kiepskich.
    Swoją drogą wszystkiego dobrego na święta :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jablona a ja moge ten filmik wciagnąc na tydzień na stronę klubową? A w ogóle to masz fajną koszulkę ;)

    Super, pozazdrościć takiego wtopienia w lokalne klimaty!

    OdpowiedzUsuń
  14. Andrzej, wrzucaj śmiało! :) Cała przyjemność i wdzięczność po mojej stronie :)

    OdpowiedzUsuń