Tyzykovka (inaczej Yangiobod) to największy pchli targ w Taszkencie. Miejsce niesamowite pod względem rozmaitości asortymentu, który podlega tam wymianie towarowo-pieniężnej. Po przejściu kilkudziesięciu metrów ma się wrażenie, że można tam kupić wszystko: od wykałaczek po granaty ręczne ;) Oczywiście wszystko przechodzone – łącznie z wykałaczkami :P
„Dziś postanowiliśmy się wybrać na Tyzykowkę”
Miejsce akcji: Bazar Tyzykovka, Taszkent
Czas akcji: niedziela, godzina 10-14.
Osoby dramatu:
- Alisher
- Recep (student z Turcji, również na wymianie w ramach programu Erasmus Mundus)
- ja
Niedoszłe osoby dramatu:
- Olga oraz Martyna (które przybyły do Taszkentu na praktyki do polskiej ambasady)
- Alina (studentka z Litwy, również na wymianie w WIUT)
- Zilola (studentka z WIUT)
Niedoszłe osoby dramatu uzyskały ten epitet przez fakt, iż czas akcji okazał się zbyt wczesny ;) Zresztą niedziela w ogóle była „dniem zaspania i przegapiania dzwoniących budzików” – trójce uczestników dramatu również się to przytrafiło, z tymże ostatecznie udało im się opanować sytuacje ;)
Podstawowe cele wycieczki na Tyzykovkę były dwa:
1. Bazar jest miejscem niesamowitym, gdzie można znaleźć w ofercie takie rzeczy, których trudno byłoby się spodziewać i dlatego można doznać tzw. zaskoczenia a ludzie przecież lubią być zaskakiwani. Chcecie kupić kota, kanarka, psa, rybkę akwariową, a może pralkę automatyczną, kuchnię elektryczną lub wielką lodówkę rzeźnicką? A może ktoś ma ochotę na maskę gazową, mundur miejscowego policjanta (w związku z kolorem zwany „ogórem”) lub najprawdziwsze syberyjskie walonki? A może znajdzie się wielbiciel literatury pięknej lub osoba ucząca się języków obcych albo elektronik-amator – dla każdego coś miłego od słowników rosyjsko-bułgarskich, przez rozprawy Sołowiowa, atlas drogowy ZSRR, podręcznik „Jak naprawić ZiŁ-a za pomocą młotka i obcęgów” po niemieckie wykroje Burdy czy katalogi jachtów dalekomorskich. A jeśli komuś potrzebna garść zardzewiałych pokrzywionych gwoździ, kawałek postrzępionej liny, kilka ogniw łańcucha lub pęknięty amortyzator od Moskwicza – proszę bardzo! Jednym zdaniem: każdy zaspokoi tutaj swoje najskrytsze potrzeby czy zboczenia ;)
2. Zanoszę się z zamiarem zakupu roweru, aby nie korzystać z zatłoczonych autobusów a poza tym, to tak dla zdrowia. Nie chce jednak kupować nowego sprzętu, bo wielocypedy tutaj drogie (w salonie sportowym ceny sięgają nawet 800-1000 USD) a poza tym ja potrzebuję rower na relatywnie krótki okres. Dlatego najlepszym wyjściem z mojego punktu widzenia jest zakup starego rowera, najlepiej rosyjskiej produkcji (bo chińskim jakoś nie ufam) w myśl starej dobrej zasady „gniotsa – nie łamiotsa”, bez przerzutek i żadnych mechanizmów, które są najbardziej wrażliwe na ewentualne usterki. Do tego cena musi być rozsądna. Niestety trudno znaleźć egzemplarze spełniające te kryteria – króluje chińszczyzna, która, mimo iż prosto zjechała z linii montażowej, nie budzi zaufania. Natomiast rosyjskie maszyny naprawdę trudno wyczaić i zazwyczaj mają jakieś usterki, które całkowicie odbierają przyjemność jazdy i znacząco zmniejszają bezpieczeństwo (np. przeskakujące pedały), co w związku z miejscowymi warunkami na jezdni nie jest bez znaczenia!
Załączam filmik z miejsca akcji:
przeskakujące pedały to jest usterka do naprawienia... tzn. wszystko zależy co powoduje to "przeskakiwanie"...
OdpowiedzUsuńno no no jestem kolego pod wrazeniem jak ci sie chce kazdy dzien opisywac. Az milo powspominac sobie stare dobre czasy... :-) Co do roweru to chyba nie zdarzylem poznac miejscowych realiow po pomijajac drogi jakie sa takie sa np na srodku drogi w ramach ostzezenia przed wyrwa pralka stoi (jak stoi w ogole) to przeciez jezdza jak wariaci. Bez swiatel, pod prad, na trzeciego wyprzedzaja, wieczorem ulice (oprocz tych glownych) nie sa oswietlone wiec jazda na rowerze to nie najlepszy pomysl, niczym kamikadze :-)
OdpowiedzUsuńZ polskich rzeczy to jeszcze gdzieniegdzie zobaczysz pasztet z indyka jako konserwe, pieczarki marynowane w sloiku i troche chemii w tym produkty "E" i inne waciki czy zmywacze do paznokci wiec troche tego jest. Wpadnij tez kiedys do restauracji Caravan, moze jest droga ale wieczorem jest niepowtarzalny klimat a lawasz i herbata na zimno z owocami zapadnie Ci w pamieci na dlugo i jeszcze w tle lekki jazz lub rock i jest zaje..fajnie :-)
Co do bazaru to jeszcze jest jedna popularna nazwa "Baracholka" rowniez czesto uzywana przez miejscowych :-)
Wpadnij tez do cenrum azjatyckiego plowu niedaleko naszej ambasady, tam plow jest najlepszy i jak bedziesz w gorach w Czircziku to wynajmij sobie za pare tys. sum jak dobrze pamietam nazwe ajwan zeby sie rozkoszowac lezeniem wsrod dzikiej przyrody tuz nad gorskim potokiem, proponuje ze 2-3 godz. wczesniej zamowic w pobliskim sanatorium kazan-kebab w miejscowej czajchanie po prostu palce lizac :-) ale ta przyjemnosc tylko od wiosny jak jest cieplo i sanatorium funkcjonuje.
Zobacz rowniez muzeum w ktorym masz jeden z najstarszych koranow na swiecie - "Moyie Mubarek Library Museum" jakies 2 km od Cyrku przy ul. Navoi. W muzeum znajdziesz rowniez koran po polsku :-)
Po za tym warto wybrac sie pare km pod Taszkent, jakies 30 min jazdy z centrum na taxi :-) a konkretniej na poludniowy-zachod hmm jak sobie przypomne nazwe to napisze :-)
i targuj sie targuj chlopie bo bialy ma zawsze wyzsza cene a jeszcze na dodatek inostraniec... :-)
Pozdro
Halooo, Panie Taszkentczyk, gdzie ta obiecana relacja??? :))
OdpowiedzUsuń